czwartek, 28 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 2


Rozdział  2

Siedzieliśmy w pokoju nad rozłożonymi książkami. On zapisywał wszystko co mu było potrzebne. Milczenie było jednak trochę niezręczne. W końcu ja nie potrafię usiedzieć cicho przez długi czas. Często nawet mówiłam sama do siebie. Wiem. Je-stem dziwna.
      - Naprawdę muszę napisać wypracowanie na jutro ? –zapytał
      -No ja też się nie cieszę –wyznałam- Nawet nie wiem jak się do tego zabrać –westchnęłam.
      -Może napiszemy razem –zaproponował Daniel – Będzie nam łatwiej.
      -Ale czy tak można. W mojej poprzedniej szkole referaty każdy pisał osobno.
      -Tak, można. U nas jest inaczej. Jeżeli tylko praca domowa będzie wykonana po-rządnie to można ją robić w parach –wytłumaczył –zawsze tak było.
      -Coraz bardziej lubię tą szkołę.
      -Ja jej nigdy nie lubiłem. Ale może polubię –uśmiechnął się do mnie.
Nie to nie był zwykły uśmiech. On ewidentnie ze mną flirtował. Nie wierzę. Wow.
      -Może, może.
W tej chwili rozległo się dzwonienie do drzwi.
      -Poczekaj tu. Zaraz wracam. To pewnie Francesca. Nasza gosposia.
      -Nie mam wyboru.
Szybko zbiegłam na dół. Który to już raz dzisiaj?  Mam dość. Otwarłam drzwi. Fran-cesca weszła do domu i położyła zakupy na stole w kuchni.
      -Kupiłam słodycze. Chcesz coś ?- zapytała .
       -Możesz mi dać czekoladę. Daniel przed chwilą przyszedł. Odrabiamy wspólnie lekcje.
      - Dobra, weź wszystko. Poczęstuj chłopaka.
      -Okej.
I kolejny raz musiałam wchodzić po schodach. No cóż. Będę mieć umięśnione nogi.  Wchodząc do pokoju zauważyłam, że Daniel ogląda zdjęcia mojej mamy, które miałam zawieszone nad biurkiem.
  -To  moja mama.
  -Bardzo ładna. Jesteś do niej podobna.
To  prawda. Moje oczy są niebieskie, a włosy długie, brązowe i lekko kręcone tak jak u niej. Wygląd odziedziczyłam po matce , natomiast charakter po ojcu.
  -Wiem, wiele osób mi to mówi. Tęsknie za nią.
  - Yyy…  Dlaczego ? – zapytał.
  - Zmarła w wypadku samochodowym  jak miałam 6 lat.
  -Bardzo mi przykro.
  - Wcale nie musi być Ci smutno. Po prostu próbujesz mnie pocieszyć, prawda ?
  -W pewnym sensie tak. Chociaż naprawdę jest mi przykro – wyznał szczerze.
  -Dobra, koniec tematu. Mam słodycze od Franceski. Co lubisz?
  -Zależy co masz?
  -Milkę, Oreo, jakieś żelki…
  -Okej –przerwał mi – wystarczy mi kawałek czekolady.
Podałam mu kawałek czekolady z nadzieniem truskawkowym.   Zapanowa-ło niezręczne milczenie. Żadne z nas nie wiedziało co ma zrobić. W końcu Daniel przełamał się .
  -Słuchaj… - zaczął niezręcznie – Dlaczego Twój ojciec, to znaczy Król Richard tak pilnie strzeże Waszej rodziny? Nikt nawet nie wiedział, że Twoja mama nie żyje. Nikt nie miał pojęcia. Myśleliśmy, że królowa Stephanie nie wychodzi z pałacu, bo Richard jej zakazał on jest do tego zdolny, ale że nie żyje. Nie przypuszczałem …
   - To nie jest takie proste. Mój ojciec ceni sobie prywatność. Czy chociaż ktoś wie na przykład ile ma lat ? Ja sama nie wiem, choć jest moim tatą. On nigdy nikomu nic nie mówił. Nie dziwię się, że nikt z podwładnych nie miał pojęcia o śmierci mojej matki- wytłumaczyłam- Ja sama dowiedziałam się dopiero dwa tygodnie po. Ojciec powiedział, że pojechała do babci Dorothy. Powiedziała mi dopiero Francesca, która jako jedyna oprócz taty wiedziała.
   -To musiało być straszne , prawda ? – zapytał.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo .
         W tej chwili poczułam , że po policzku pływają mi łzy.  Nie chciałam się rozklejać. Przecież to ja uchodziłam za najtwardszą w rodzinie Bennettów. Daniel otarł mi łzy ręką.
   -Nie płacz, Carmen. Nie powinnaś. Księżniczko. Halo! –wołał do mnie. Uświado-miłam sobie, że znowu tracę kontakt. Ostatnimi czasy zdarzało się to bardzo często. Po prostu pogrążałam się we własnych myślach . Otrząsnęłam się.
   - Już, już. Przepraszam. Straciłam kontakt. Nie wiem czemu, ale ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Bywa, że mogę siedzieć patrząc  w jedno miejsce przez godzinę.
   - Niesamowite.
   - Raczej przerażające.
   - Nie,  nie mówię  o tym. Twoja twarz.
   - Co makijaż mi się rozmazał ? – powiedziałam panicznie szukając lusterka.
   -Nie…
         Wzięłam małe lusterko i uważnie się sobie przyglądałam. Na moim policzku pojawił się dziwny znak.  Wyglądał jak płomień. Zerwałam się i pobiegłam do ła-zienki. Odkręciłam wodę i szorowałam policzek patrząc w lustro.  Znak nie chciał się zmyć. Wystraszyłam się.  Wyszłam z łazienki i podeszłam do Daniela.
    - Danieeel… - zaczęłam – To nie chce zejść. Pomóż! – chlipnęłam i przytuliłam się do niego.  Chłopak odwzajemnił uścisk.
    - Może chodźmy do Franceski. Może ona Ci pomoże –zasugerował patrząc mi w oczy.
     - Dobrze. Chodźmy.
         Zeszliśmy wspólnie do kuchni. Francesca jak zwykle bawiła się w przygoto-wywanie niezwykłych posiłków dla mojego ojca. Nagle zorientowała się, że stoimy w progu, a ja jestem cała zapłakana.
      - Co się stało Ca… O mój Boże . Co się stało? – zapytała zszokowana.
      - Nie wiem. Nagle straciłam kontakt zapatrzyłam się na zdjęcie mamy, a Daniel zauważył, że na moim policzku pojawiło się TO – oznajmiłam  wskazując palcem na  czerwony płomień.
      - Nie mamy pojęcia co to jest i jak sprawić, żeby zniknęło –powiedział Daniel podsumowując sytuację.
         Francesca zaczęła szperać w szufladzie. Nigdy tam nie zaglądałam, więc nie mam pojęcia co się w niej znajdowało. Gosposia wyjęła zwitek papieru  obwiązany kolorową wstążką. Mama lubowała się w takim papierze. Pamiętam.
      - Posłuchaj. Twoja mama kiedy była na łożu śmierci powierzyła mi to.  Powie-działa, że mam dać Ci to wtedy, kiedy będziesz zaniepokojona pewnymi oznakami związanymi z Twoim dorastaniem. – oznajmiła – Nie miałam zielonego pojęcia o co jej wtedy chodziło, ale teraz jestem prawie pewna, że mówiła o tym znaku. Przeczy-taj! –poleciła.
      - Dobrze – powiedziałam i zaczęłam czytać na głos :
„  Kochana Córeczko !” już sam zwrot sprawiał, że chciało mi się płakać.
„ Jeżeli teraz czytasz ten list , oznacza to, że  w Twoim życiu po pierwsze zabrakło już mnie, a po drugie pojawiło się TO . Teraz wytłumaczę Ci wszystko. Po pierwsze w twoich żyłach płynie krew czarodziejki.
W zależności od tego jaki znak pojawi się na twojej twarzy, takim żywiołem będziesz się posługiwać. Kiedy byłam w Twoim wieku na moim policzku pojawił się zielony znak w kształcie liścia. To dlatego lubiłam kwiaty, córeczko. Ja niestety nie opowiem Ci więcej o darze, który otrzymałaś. Poinformuje Cię o tym pewien potężny i nieśmiertelny czarodziej Aaron , który mieszka w San Francisco. Musisz go odnaleźć. Pamiętaj jednak, aby nikomu nie mówić o Twoim specjalnym darze. Wiem, że teraz są przy Tobie pewne osoby, które są Ci bliskie. Właśnie oni będą Cię wspierać w Twoich najbliższych działaniach. Powodzenia Skarbie. Mamusia.”
         Kiedy skończyłam czytać rozpłakałam się jak małe dziecko.  Nie wiedziałam, że takie rzeczy mogą spotkać właśnie mnie. Usiadłam na krześle.
   - I co ja mam teraz zrobić ? –zapytałam – Nie mogę jakoś w to uwierzyć. Wierzę nawet w wampiry, wilkołaki , może nawet elfy-wyszeptałam –Ale to ? Ja mam być czarodziejką?
   - Posłuchaj – zaczęła Fran – Znałam Twoją matkę przez 20 lat. Nigdy nikogo nie okłamała, a w szczególności mnie i Ciebie. Powinniśmy jakoś z tego wybrnąć. Damy radę. Wierzę w to co powiedziała. Może dlatego, że jej ufam, a Twój znak wszystko potwierdza.
   - A mnie jedynie martwi fragment o tych bliskich osobach – powiedział Daniel – Znamy się od kilku godzin…
   - Właśnie –przerwałam mu  - Nie żebym miała coś przeciwko Tobie, ale troszeczkę mnie to zdziwiło.
Wstałam z krzesła i poszłam do salonu. Złote ściany kontrastowały się wspa-niale z brązowymi dodatkami i białymi meblami. Całości dopełniał monumentalny telewizor plazmowy pokrywający całą ścianę. Pewnie w normalny dzień zachwyci-łabym się takim widokiem. Mieszkam tu dopiero od dwóch dni, ale dziś… Nie po-trafiłam się pozbierać.  Usiadłam na dużą i bardzo wygodną sofę, wzięłam pilota
i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, aż w końcu zatrzymałam się na wia-domościach lokalnych. „Szukana jest siedemnastolatka. Vivian Wild ostatni raz wi-dziana była niedaleko jeziora. Ubrana w niebieską bluzkę, krótkie spodnie i okulary przeciwsłoneczne wyszła z domu wczoraj o godzinie siedemnastej.” Taką informację podawał dziennikarz.
  - Przecież to jest Viv- powiedział Daniel siadając przy mnie –Moja przyjaciółka.
  - Naprawdę ? Nie wiesz może gdzie ona jest ? – zapytałam.
  - Pojęcia nie mam. Wiem jedynie, że miała wczoraj iść na imprezę
do Jeroma Hunweeta-oznajmił - Zresztą ja też, ale musiałem jechać z ojcem do stoli-cy, wiesz na zebranie. Nie dotarlibyśmy tam na czas, jeżeli wyjechalibyśmy dzisiaj –dodał.
  - No tak –westchnęłam- A może by tak spróbować ją poszukać ? No wiesz popytać Twoich znajomych. Przy okazji ja poznam trochę ludzi
i miasto. Co ? –zapytałam – Tylko zaretuszuję To – powiedziałam wskazując na ogniste znamię na mojej twarzy- No i przebiorę się.
  - Możemy popróbować. Nie zaszkodzi.
  To nie tak, że pogodziłam się ze swoim losem niby czarodziejki. Po prostu chciałam się choć na chwilkę oderwać od tego. Nawet nie wiem dokładnie czego. Jak miałam to nazywać ? Znak ? Znamię ? Niech to… Już wolałam myśleć o… jak jej tam Vivian. Preferowałam  szukanie jej
u boku Daniela, niż  samotne siedzenie w domu. Tak , to było zdecydowanie lep-szym rozwiązaniem.
  Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, żeby ogarnąć cały ten syf na mojej twa-rzy. Stanęłam przed lustrem i powiedziałam do siebie:
  - Kurde, co to w ogóle jest? Jak do tego doszło? – zapytałam odbicie
w lustrze jakbym oczekiwała odpowiedzi.
  Nagle zamiast mojej własnej twarzy pojawiła się znajoma buzia mojej mamy. Stanęłam jak wryta, a serce podskoczyło mi do gardła
ze strachu. Widziałam ducha. Przecież to nie jest możliwe. Chociaż…
Dowiedziałam się dzisiaj, że jestem jakąś niby czarodziejką. Co strasznie kojarzyło mi się z tą rysunkową kiczowatą bajką popularna w czasach podstawówki „Witch” .  Ale wracając do odbicia. Na sto procent to  była moja ukochana, zmarła mama.
  Twarz miała spokojną, uśmiechniętą. Na jej policzku widoczny był zielony liść klonu. Chyba wyczuła, że bacznie się jej przyglądam, bo lekko zmrużyła oczy. Czego ode mnie oczekiwała? Co miałam zrobić odezwać się , uśmiechnąć do niej… Moje rozmyślania przewał jej głos.
  - Córko – zaczęła formalnie – Zostałaś obdarzona mocą ognia. Jest ona bardzo po-tężna. Uważaj. Znajdź Aarona Wizzmanna , nim będzie za późno! I pamiętaj zawsze wybieraj dobro… Kocham Cię – ostatnie słowa były ledwo słyszalne dla ludzkiego ucha, ale nie dla mnie.
  Zauważyłam, że moje zmysły się wyostrzyły. Nie potrzebowałam już soczewek, wyraźnie czułam zapachy i słyszałam nawet jak krew pulsuje mi w żyłach. Przerażające uczucie.



ENJOY

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz