poniedziałek, 25 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 1



 Rozdział 1
Dzisiejszy dzień minął zadziwiająco szybko. Może to zasługa nowej szkoły ? Idąc do domu rozmyślałam o budzie. Czy to nie dziwne ?
A może są to pierwsze symptomy choroby psychicznej ? Nie. To tylko pierwsze wra-żenie. Z dnia na dzień będzie coraz gorzej. Dobra , starczy. Pomyślmy o czymś in-nym, zupełnie innym. Pogoda? Słońce tak bardzo raziło mnie w twarz, że nie poma-gały nawet markowe okulary przeciwsłoneczne, a jeszcze przed chwilą padał deszcz. Szłam po błocie. Spojrzałam się na moje nowe Vansy. Co za pech? Całe brudne. W tej chwili na kogoś wpadłam.
- Uważaj jak chodzisz! –krzyknął chłopak. Był nieco wyższy ode mnie. Zielonooki przystojniak mógł być w moim wieku.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odparłam.
- Nic nie szkodzi.
- To czemu krzyczysz?- zapytałam.
- Nie wiem. Tak się chyba mówi jak ktoś wpada na bezbronnego człowieka idącego po chodniku - uśmiechnął się.
- Oj , nie wyglądasz mi na bezbronnego. A tak poza tym mam na imię Carmen . –powiedziałam odwzajemniając nieznajomemu uśmiech i podałam mu rękę
-Daniel – uścisnął mi dłoń – Nie widziałem Cię tu wcześniej. Przeprowadziłaś się?- zapytał -W tym mieście każdy zna każdego.
-Tak. Wczoraj. Dzisiaj byłam pierwszy raz w szkole. Ciebie jakoś nie widziałam. –wyznałam
-Bystra dziewczyna – uśmiechnął się - masz rację.
- Zdarza mi się. Mogę zapytać dlaczego ?
- Musiałem iść z ojcem na posiedzenie królewskiej rady. Jest sekretarzem –wyznał Daniel.
- Nazywasz się Selaugh ? –zapytałam ostrożnie.
- Tak, skąd wiesz?
-Cóż tak się składa, że też powinnam tam być. –powiedziałam ostrożnie. Nie chcia-łam się ujawniać z tym, że mój ojciec jest królem, ale nie chcę nikogo okłamywać.
- Na prawdę – powiedział zdziwiony – Jak się nazywasz ?
Wiedziałam. Kiedyś w końcu musiał nadejść ten moment. Weź się
w garść. Uff… Dobra.
- Jestem Carmen Bennett – wyznałam.
Chłopak stanął jak wryty. Nie wiedział co powiedzieć. Chwilę to trwało zanim otrzeźwiał.
-Yyy… Wasza Wysokość. – próbował cokolwiek wykrztusić.
-Nie, nie . Tylko nie to. Nie chcę , żebyś traktował nie jak księżniczkę. Tylko jak ró-wieśniczkę. Proszę –usilnie błagałam.
- Dobrze, księżni… znaczy Carmen. –poprawił się.
- O to chodzi – uśmiechnęłam się – Dokąd idziesz?
-Do domu.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Yyy… Mieszkam przy King Street , a ty ?
- Nie uwierzysz, ale ja też. Który numer ?- dopytywałam się.
- 25- oznajmił Daniel
- A ja 24.
Nie mogłam ukryć zdziwienia, ale też bardzo się cieszyłam. Jestem sąsiadką naj-większego przystojniaka w mieście, a on sąsiadem księżniczki. Uhuuu.
- Czyli idziemy w tą samą stronę. Świetnie. Mogę Ci towarzyszyć ?– zapytał.
-Ależ naturalnie.
  Śmiejąc się ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety do King Street było daleko , a mnie strasznie bolało ramię. Chyba od torby, w której miałam książki. Daniel  to za-uważył i zabrał mi czarną, dużą torbę Diverse. Dżentelmen.
-Powiedz Daniel , w której jesteś klasie ? – ciekawość mnie zżerała.
- Mam 17 lat, tak więc przedostatni rok. Jak zdam egzaminy końcowe zajmę miejsce ojca.
-Ja również. I w tym jest problem. Nie chcę być królową – wyznałam – nie wiem czy jestem wystarczająco silna. No i myślę o studiach.
-Och .Mówiłaś o tym ojcu ?
-Oczywiście, ale on nie ma zamiaru słuchać moich zachcianek.
- Musisz próbować, kto nie próbuje ten nie zyskuje. Pamiętaj o tym – powiedział Daniel z troską w głosie. -Dobrze, a wracając do klasy. Wychodzi na to, że jesteśmy w tej samej grupie.
- Tak, to mnie cieszy. Przynajmniej jedna osoba, z którą można normalnie porozma-wiać.
-Racja.  Nasz rocznik nie jest zbyt miły, jeżeli chodzi o uczniów.
- To mnie trochę stresuje – zwierzyłam się – z nikim dzisiaj szczerze nie rozmawia-łam.  Oczywiście nie licząc  Ciebie.
Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na Daniela. Ubrany był w zieloną bluzę Pumy i jean-sy. Jego włosy , ach uwielbiam artystyczny nieład. Ogólnie rzecz biorąc stanowił mój ideał, dokładnie taki jaki wyobrażam sobie przed snem. Po chwili chłopak odezwał się :
- Od dziś możesz na mnie liczyć. Aha i mam propozycję.
- Jaką ? –spytałam.
- Jeżeli chcesz mój ojciec może jutro zawieść nas do szkoły. Co ty na to ?
-Bardzo chętnie –odpowiedziałam szczerze na ofertę Daniela – O której ?
- Lekcje zaczynamy o ósmej , tak więc dwadzieścia minut wcześniej przyjdę po Cie-bie. Umowa stoi ?-  zapytał podając mi torbę, gdyż staliśmy już pod moim domem. Albo raczej pałacem.
- Stoi. To do jutra. – pomachałam mu wchodząc po schodach. Zamykając drzwi rzu-ciłam mu jeszcze krótki uśmiech.
  Klucze położyłam na stoliku w przedpokoju. Od razu poszłam do kuchni. Umierałam  z głodu.
-Francesca – zawołałam gosposię, która zastępowała mi matkę.
Mama umarła kiedy miałam sześć lat. Od tego czasu mieszkałam z ojcem, którego jednak nie było w domu całymi dniami. Jak wiadomo król ma mnóstwo pracy.
-Cześć złotko. Jak w szkole ? –zapytała. Francesca zawsze się o mnie troszczyła.
- Bywało gorzej. Poznałam naszego sąsiada Daniela Selaugh’a . Okazało się, że cho-dzę z nim do klasy. Jutro rano jedziemy z jego tatą do szkoły.
- To cudownie , Carmen. A w kwestii jedzenia co sobie księżniczka życzy?
- A co ugotowałaś ?
- Spaghetti.  Twoje ulubione.
- Mmmm . Wspaniale.
Gosposia zawsze wiedziała co lubię. Za to ją kochałam.  Francesca krzątała się przy garnkach, a ja w tym czasie poszłam przebrać się w mój ulubiony różowiutki dres Nike. Mój pokój był na piętrze, więc nigdy
nie słyszałam kiedy ktoś wchodzi do domu. Zbiegłam po schodach.
W kuchni stał mój ojciec. Jak to możliwe , przecież król nigdy nie może wyjść z de-partamentu w środku dnia. Zszokowana stanęłam w korytarzu i zapytałam:
-Tata, co ty tutaj robisz ?
- Przyjechałem zapytać moją księżniczkę jak było w szkole.
-Jakoś wcześniej się tym nie interesowałeś.
-Tak, ale teraz to co innego. Nowe miasto, nowi ludzie. Muszę wiedzieć jak sobie radzisz, Carmen.
-A co to ma do rzeczy. Radzę sobie. Szkoła już jutro będzie uważana przeze mnie jako rodzaj katuszy , ale miasto i ludzie są w porządku.
- To oczywiste –potwierdził – Bo analizowałem każdy szczegół przy wyborze nowe-go miejsca zamieszkania, kotku.
- Wiesz co – zaczęłam – nie obchodzi mnie to. Równie dobrze mogłabym mieszkać  w kartonie z menelami.
- Ale nie możesz. Zostaniesz królową tuż po ukończeniu szkoły.
-Ojcze, wiesz dobrze, że chciałabym pójść na studia. Interesuję się
 „Academy of  Art Uniwersity” w San Francisco i dobrze o tym wiesz.
-Nie mam czasu słuchać tego bajdurzenia po raz enty, Carmen.
- Oczywiście, bo ty nigdy nie słuchasz tego co chcę ci powiedzieć - wydarłam się na ojca – Nie wiesz nawet o tym, że gdybym ukończyła uniwerek z chęcią przejęłabym tron, ale teraz to umieram z głodu. Francesca ugotowała moje ulubione danie. Wiesz chociaż, co najchętniej jem ?
- Pewnie, że wiem. – zaciął się , od razu było widać, iż nie ma pojęcia – Yyy… eee… -jąkał się -  Pizzę.
-Nie tato, spaghetti. S P A G H E T T I – przeliterowałam.
-Wiedziałem- żachnął się jak małe dziecko.
-Nie, właśnie że nie wiedziałeś. Ty nic o mnie nie wiesz – zaczęłam krzyczeć na ojca.
- Nie takim tonem młoda damo.
- I co teraz będziesz mnie poprawiał, uczył manier -  zakpiłam z niego.
- Nie dziecko. Tego nauczyłem Cię bardzo dawno.
-Nie powiedziałabym.  Kultury nauczyła mnie mama – poczułam jak łza spływa mi po policzku .
-Nie płacz kochanie. – wtrąciła się do rozmowy Francesca.
Ona zawsze wiedziała kiedy powinna przerwać dyskusję między mną,
a ojcem. Za to ją podziwiałam.
-Francesca –wtuliłam się  w jej fartuch.
- Już dobrze, już dobrze – pocieszała mnie – Richardzie lepiej , żebyś już wrócił do pracy – powiedziała do mojego ojca.
-Dobrze. Idę. Do zobaczenia wieczorem. –pożegnał się i wyszedł.
  Spojrzałam przez okno. Wsiadając do limuzyny pokiwał mi. Nie zamierzałam odwzajemnić pożegnania. Odjechał. „Uff … teraz będę miała spokój, aż do wieczo-ra.” Pocieszyłam samą siebie .Nagle zaburczało mi w brzuchu.
- Francesca… Chyba naprawdę jestem głodna.
-Już, już – powiedziała nakładając makaron na talerz dla niej i dla mnie.
- Wiesz co. Muszę Ci podziękować za ostudzenie atmosfery. Skąd wiesz kiedy prze-rwać naszą kłótnię ? – zapytałam z ciekawości .
- To nie jest takie trudne. Zawsze Wam przerywam, gdy dochodzi do tematu o Ste-phanie. Była moją najlepszą przyjaciółką i dobrą mamą, prawda kochanie.
-Masz rację. Bardzo mi jej brakuje – wyznałam.
-Wiem, mi też – powiedziała podając mi talerz ze spaghetti –Przejdźmy do innego tematu. Opowiedz mi o tym chłopcu zna przeciwka.
-Właściwie , nie ma co. Dopiero go poznałam. Jego ojciec jest w królewskiej radzie.
- O to bardzo ciekawe. Dobrze, że jego rodzina interesuje się  polityką.
Za to będzie miał plus u twojego taty.
-Wiem – oznajmiłam przełykając makaron.
-Jak skończysz, mogłabyś umyć naczynia? Ja muszę wyjść do sklepu. Dobrze ? –zapytała gosposia.
-Oczywiście. Może nie z przyjemnością, ale dobrze –powiedziałam śmiejąc się.
  Myjąc talerze rozmyślałam co muszę odrobić na jutro. Zapowiadało się ciężkie popołudnie. Napisanie referatu w jeden dzień . Szybko posprzątałam w kuchni i pobiegłam do pokoju. Rozłożyłam wszystkie potrzebne książki na podłodze. Usiadłam na łóżku z baldachimem i zaczęłam się zastanawiać od czego zacząć. W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. „Kto to może być ?” pomyślałam.  Zeszłam powoli po schodach. Otworzyłam drzwi, a w nich ukazał się Daniel.
-Cześć- powiedział uśmiechnięty.
-Hej – odwzajemniłam uśmiech –Co ty tutaj robisz? Wejdź proszę.
-Mam prośbę. Mogłabyś mi powiedzieć co robiliście w szkole ? W końcu jesteśmy w jednej klasie.
-Pewnie. Chodź ze mną. Właśnie zaczynałam odrabiać lekcje.
-Mam niezłe wyczucie czasu –uśmiechnął się.


ENJOY !


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz