poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Reaktywacja

Cześć.
Pamiętacie mnie jeszcze? Ostatnio myślałam o reaktywacji trgo bloga. Co wy na to?
Pamiętacie jeszcze Carmen i Daniela? Hmmm? Potrzebowałam przerwy. Zaczęłam ostatnio pisać nowe opowiadania. Tak więc jak chcecie czegoś nowego to zapraszam na moje inne blogi. Wejdźcie w mój profil na bloggerze, a tam znajdziecie wszystko :)
To co chcecie 5 rozdział?
Nie obiecuję, że będzie on jutro czy za kilka dni. Myślę, że trochę potrwa zanim go napiszę. Jednak muszę wiedzieć czy o mnie pamiętacie ;)

Enjoy
Wasza Julka x

wtorek, 25 grudnia 2012

Wesołych świąt


Cześć <3 
 Mam zamiar złożyć wszystkim czytelnikom gorące życzenia. Święta Bożego Narodzenia to magiczny czas, w którym powinniśmy cieszyć się i spędzać czas z ukochanymi osobami. Życzę Wam zdrowych, spokojnych świąt i mam nadzieję, że Wasz wczorajszy Gwiazdor był bogaty. Nie jestem geniuszem jeżeli chodzi o składanie życzeń, ale chodzi tu o pamięć i symbolikę. Kocham Was wszystkich i mam nadzieję, że spełnicie swoje marzenia. Początkowo te małe, aż nadejdzie odpowiedni czas do zrealizowania tych niemożliwych. Wierzę, że Wam się uda. 
Julia 

sobota, 28 lipca 2012

ROZDZIAŁ 4


                     Rozdział 4
Obudziłam się rano wypoczęta. No może nie gotowa do szkoły, ale gotowa na kolejne spotkanie z Danielem. Szybko ubrałam się i poszłam do łazienki. Nie mogłam zapomnieć, aby ukryć płomień na mojej twarzy.  Po dziesięciu minutach byłam gotowa. Musiałam jeszcze zjeść śniadanie. Zeszłam na dół do Franceski.
  - Cześć Fran – uśmiechnęłam się do niej.
  - Cześć kotku. Jak się spało? – zapytała odwzajemniając uśmiech.
  -Bardzo dobrze. Po wczorajszym dniu przydał mi się taki zastrzyk energii jak sen. A jeżeli mowa o energii, co jest do jedzenia ?
  - Masz kanapki. Nie zapomnij wziąć drugiego śniadania- powiedziała i wyszła z kuchni.
Podczas gdy zajadałam się kanapkami z serem i pomidorem  rozległ się dzwonek do drzwi. Spojrzałam przez okno. To był Daniel. Otworzyłam mu drzwi i zaprosiłam do środka. Poszliśmy do kuchni.
  - Chcesz kanapkę ? –zapytałam.
  - Nie, dzięki już jadłem –powiedział i usiadł na krześle obok mnie.  Szybko dokończyłam śniadanie i spakowałam lunch.
  - Okej, jestem gotowa. Możemy jechać – uśmiechnęłam się do niego.
  - Dobra – wyszliśmy z domu kierując się w stronę auta.
  - Dzień dobry panie Selaugh. Jestem Carmen.
  - Miło mi Cię poznać. To co jedziemy do szkoły.
  - Tak, tato –przytaknął wampir.
Całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Widać, że Daniel nie chciał wracać do wczorajszych zdarzeń. Ja również. Gdy podjechaliśmy pod szkolny budynek Daniel pożegnał się
z ojcem i rzekł do mnie:
  - Teraz patrz na to – uśmiechnął się tym uśmiechem niegrzecznego chłopca.
Kiedy Daniel wysiadał z samochodu wzrok każdej dziewczyny w szkole skierowany był na niego. Wyglądało to śmiesznie. Wpatrywały się w wampira jakby miały go zaraz pożreć wzrokiem. On jednak żadnej nie zaszczycił spojrzeniem. Okrążył samochód, tak aby otworzyć mi drzwi. Wspólnie kierowaliśmy się w stronę wejścia do szkoły. Wielbicielki chłopaka patrzyły teraz na mnie. Ich oczy działały jak sztylety, które miały mnie zabić. Daniel tylko szedł bardzo blisko mnie. Wyglądało to jakbyśmy trzymali się za ręce. Chłopak spojrzał na mnie i wyjaśnił całą sytuację.
  - To wszystko przez to, że jestem wampirem. Tak działam na nie.
  - Taa… Zdążyłam się zorientować – uśmiechnęłam się do niego.
Razem poszliśmy na lekcje. Pierwsza była biologia z profesorem Kanserem.  Daniel wszedł do klasy pierwszy. Ja tuż za nim. Usiedliśmy razem w ławce i czekaliśmy na nauczyciela.
  - Danielu, mam nadzieję, że nie będą mnie przedstawiać.
  - Chciałabyś. Zawsze opisują nowych uczniów. Szczególnie jak wczoraj byłaś tylko na pierwszej lekcji – wyszczerzył się.
  - No tak… -westchnęłam- Muszę się przygotować psychicznie.
W tej chwili wszedł profesor. Powitał klasę i spojrzał na mnie. Oczywiście, tak jak myślałam Kanser rozpoczął lekcję od przedstawienia mojej postaci.
  -Uczniowie, oto nowa uczennica Carmen Bennett. W zasadzie to wczoraj był jej pierwszy dzień, ale księżniczka pojawiła się tylko na początku zajęć-oznajmił hardo.
  -Ale mi księżniczka –odezwał się jakiś głos z tyłu sali. Poznałam, że to dziewczyna/
  -Panno Diamonds, proszę zrozumieć –zaczął- Carmen Bennett to córka króla Richarda, który jest naszym przywódcą. Jeżeli choć trochę szanujesz nasz kraj, nasze małe państwo Republikę Watchels to musisz zachowywać się honorowo względem rodu królewskiego. Zrozumiano ?
  -Tak, profesorze –przyznała rację nauczycielowi.
Dziewczyna o nazwisku Diamonds była szczupłą blondynką o ciemnej karnacji. Na twarzy miała mnóstwo makijażu. Ubrana w markowe, różowe ciuchy wyglądała jak żywa Barbie. W dodatku jak już zdążyłam zauważyć była wredna i non stop przeglądała się w małym, podręcznym lusterku. Osobiście nienawidziłam takich typów z przerośniętym ego. Musiałam o nią zapytać Daniela.
   -Hej- szepnęłam- Kim ona jest i co ja jej zrobiłam?
   -To Trish Diamonds. Typowa szkolna diva i moja była. Tak więc, wierz mi trzymaj się od niej z daleka. A do ciebie ma tylko to, że jesteś księżniczką.
  -No, ale dlaczego?
  -Ona myśli, że ten tytuł należy się tylko jej –powiedział wampir z pogardą w głosie.
  -No tak… - westchnęłam i skupiłam się na lekcji.
  Raczej próbowałam się skupić. Kanser przypominał wiadomości o anatomii człowieka. Akurat ten rozdział miałam w małym paluszku. Przed tą szkołą uczyłam się w zamku, ale ojciec miał dość dworskiego życia i przenieśliśmy się tutaj. Lekcja strasznie się ciągnęła. Z utęsknieniem czekałam na dzwonek. Chciałam, żeby Daniel pokazał mi szkołę, oprowadził mnie. „W końcu liceum to mój drugi dom, w którym będę spędzała dużą ilość czasu” pomyślałam. W dodatku wciąż czułam na sobie spojrzenia wielbicielek Daniela. Miałam ochotę uciec i czułam gorąco.  Wręcz słyszałam tykanie zegara. Zaczęłam odliczać, aż zabrzmiał wybawczy dźwięk. Szybko podniosłam się z krzesła i wybiegłam z klasy. A zaraz za mną podążył wampir. Przytrzymał mnie za ramię i spojrzał z troską. Widziałam także w jego oczach przerażenie.
  -Carmen, co się stało ?
  -Nie wiem. Po prostu czułam na sobie spojrzenia wszystkich. Dosłownie. Myślałam, że zaraz ktoś wyjmie sztylet i trafi mi prosto w serce, byle tylko mnie tam nie było.
  -Wydawało ci się, Cami.  Uspokój się. Wszystko jest dobrze.
  -Nazwałeś mnie Cami ?
  -Tak, ale jeśli ci się nie podoba, będę mówił Carmen.
  -Nie. Może być. Jest krócej, ale chodzi o to, że nikt nigdy nie zdrabniał mojego imienia.
  -Naprawdę?
  - Tak – westchnęłam.
  - A wracając do tematu…
  - Czułam jakbym miała zaraz zapłonąć –przerwałam mu –A tego byśmy nie chcieli –oparłam się o ścianę.
  -Wszystko, ale nie to.
  -Danielu, mam do ciebie prośbę. Oprowadziłbyś mnie po szkole?
  -Nie ma sprawy –wyszczerzył się – W zasadzie to miałem ci to zaproponować.
  -To świetnie się składa. Od czego zaczynamy?- spytałam z ciekawością
  -Na pewno nie od klas. Te obejrzysz podczas lekcji. Może stołówka, potem sala gimna-styczna, muzyczna i taneczna.
  -Zgadzam się –odparłam wesoło kierując się z chłopakiem w stronę pierwszego punktu zwiedzania.
  Gdy dotarliśmy do stołówki byłam pod wrażeniem jej wielkości i tego, że była w miarę czysta i unosiły się pyszne zapachy.
  -Tutaj, w stołówce każdy ma swój stolik. Każda grupa. Rozumiesz?
  - Jak w filmach ?
  -Właśnie. A ty od dzisiaj będziesz siedziała ze mną.
  -Dziękuję –wyszeptałam.
  -Za co ? – zapytał Daniel z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
  -Że mnie, no tak jakby przygarnąłeś.
  Roześmiał się.
  -Słuchaj. Znasz mój sekret, a ja twój. Jakbym mógł cię zostawić samą sobie w takiej dżungli jaką jest liceum.
  -Eh –westchnęłam –Może i masz rację –spojrzałam na niego smutno.
Poczułam jak chłopak mnie obejmował. Wtuliłam się w jego ramiona. Może i był wampirem, ale wbrew mitom jego serce wciąż biło. Szkoda tylko, że do czasu. Wsłuchałam się w rytm  serca, które miało bić tylko do 25 roku życia Daniela. Staliśmy przytuleni, aż do dzwonka oznajmującego kolejną lekcję. Oderwałam się od niego.
  -Idziemy ?
  -Tak , z tego co wiem to na –spojrzał na plan –angielski.  A zwiedzanie odłożymy na na-stępną przerwę. Ok ?
 -Tak.
I szliśmy jakby nic się przed chwilą wydarzyło. Pomiędzy lekcjami chłopak pokazywał mi szkołę. Sala gimnastyczna była ogromna.  Dowiedziałam się, że szkolnym sportem jest piłka ręczna, co mnie bardzo zaskoczyło. Uwielbiałam tą grę.  Najbardziej jednak zaimponowały mi sala muzyczna i taneczna. Moim hobby była muzyka, a za tym idzie również
i taniec.  Kiedy zastanawiałam się czy mogłabym dołączyć do szkolnego chóru, albo zapisać się na zajęcia z hip-hop’u Daniel odezwał się:
  -Hej, Cami czas na lunch. Musisz koniecznie poznać moich znajomych. –Po tych słowach  ruszyliśmy w kierunku stołówki. Szłam niepewnie za wampirem, który przysiadł się do stolika otoczonego ochroniarzami. Widocznie siedziały tam same szychy. Daniel skinął na mnie ręką. – Cami, no chodź.
Ostrożnie minęłam ochroniarzy i wsunęłam się na krzesło obok kolegi. Trzęsły mi się ręce. Nie wiedziałam od czego mam zacząć. Uśmiechnęłam się krzywo do Daniela. Chyba zrozumiał o co chodzi, ponieważ pochylił się i szepnął mi do ucha :
  -Wszystko jest dobrze. Po prostu spróbuj coś zjeść i nie martw się- uśmiechnął się dodając mi tym otuchy i zabrał się za jedzenie sałatki.
Starałam się głęboko oddychać i przełykać resztki mojego lunchu. Przy stoliku sie-działa również Vivian, z którą wampir poznał mnie już wcześniej oraz jego najlepszy przyjaciel. Jerome bawił się jedzeniem. Rzucał pomidorkami koktajlowymi w dziewczynę siedzącą przed nim. Miała na imię Laura. Należała do paczki Daniela. Szczupła i niebieskooka brunetka machała rękoma, aby się bronić. Wyglądało to śmiesznie. Na końcu stolika było miejsce Trish i jej świty. Dwie znajdujące się obok niej blondynki, które patrzyły na mnie wrogo poprawiając makijaż i chichocząc. Przypominały mi hieny, które zaraz mają się rzucić na swoją ofiarę, ale najpierw muszą się z niej pośmiać.
  -Hej Carmen-rzuciła Vivian –Słyszałam, że ty i Daniel próbowaliście mnie szukać, prawda ?
  -Tak, ale policjanci nas wyprzedzili, a poza tym nas coś-popatrzyłam na Daniela i uśmiechnęłam się krzywo-  zatrzymało.
  -Niestety Viv, nie zdążyliśmy –oznajmił Daniel –ale się staraliśmy.
  -Szkoda, ale bardzo się cieszę, że mogę cię poznać ,Carmen.
  -Ja również. Chciałam w końcu poznać jego przyjaciół - wskazałam palcem na Daniela.
Chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu niegrzecznego chłopca, który tak bardzo lubiłam. Rozmawialiśmy wesoło do końca lunchu. Dowiedziałam się mnóstwa rzeczy o szkole oraz ludziach. Po lekcjach wampir odprowadził mnie do domu. Stanął na werandzie i wsadził ręce do kieszeni.
  -Słuchaj Cami –zaczął- Mam propozycję. Co powiesz na spacer?
  -Pewnie –odpowiedziałam entuzjastycznie- Za godzinę , tutaj ?
  -Okej- odwrócił się na pięcie i odszedł.
Wchodząc rzuciłam klucze na stolik. Kierowałam się w stronę kuchni, gdzie słysza-łam jak Frankie krząta się przy garnkach.  Zjadłam obiad i porozmawiałam chwilę z gosposią o dzisiejszych wydarzeniach w szkole. Potem pobiegłam do pokoju zmienić strój. Ubrałam krótkie spodenki, a pod nie włożyłam czarne legginsy i ciepłą bluzę z kapturem. Rozległ się dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Wpuściłam Daniela na chwilkę i przygotowałam się do końca.
                                                                        ♥♥♥
  - Danielu, czy twoi rodzice wiedzą… no wiesz o wampirach? – zapytałam idąc obok niego po ścieżce w parku.
  - Tak –powiedział siadając na ławce pod rozłożystym dębem.
  - A jak to przyjęli?
  -W zasadzie to odkryli to sami kiedy zacząłem wyjadać surowe mięso z lodówki , no i widzieli kły oraz moje czerwone oczy przepełnione rządzą krwi. Rozumiesz?
  -Tak, chyba tak.
Nastąpiła chwila ciszy. Wstaliśmy. Wiatr rozwiewał mi włosy. Zrobiło mi się chłod-no. Zastanawiała czy on odczuwa  zmiany temperatury. Na pewno nie wychodzi zbyt często na słońce. Szliśmy blisko siebie. W pewnej chwili Daniel chwycił mnie za rękę. Przeszedł mnie dreszcz. Pragnęłam więcej, ale nie narzucałam się. Odwrócił się do mnie twarzą.
  -Cami –zaczął trzymając mnie za obie dłonie- Znasz mój sekret, którego nikt nie zna. Nie powiedziałem ci tego, bo ja znam twój. Znaczysz dla mnie więcej.
Pochylił się i pocałował mnie delikatnie. Rozpalił we mnie żar, którego wcześniej nie znałam.  Odwzajemniłam pocałunek i objęłam go za szyję. Poczułam jak lekko wysuwa kły. Odsunęłam się i zaśmiałam.
  -Ty dla mnie też.
Odeszliśmy trzymając się za ręce. Odprowadził mnie do domu i pocałował na dobranoc. Był to jeden z dni, których nigdy nie zapomnę.
 


ENJOY !

Ciao. ;D
_____________________________________

Jeszce raz przepraszam za opóźnienie. Mam nadzieję, że efekt mojej pracy jest zadowalający. Śmiało możecie również krytykować. ;)







środa, 25 lipca 2012

Opóźnienie.

Hej.

 Chciałam przeprosić za opóźnienie w publikacji 4 rozdziału. Przyczyną jest to , że rozdział jest dopiero w trakcie pisania. No i brakuje mi weny twórczej. Przepraszam. Mam nadzieję, że ukaże się niedługo . ;)

ENJOY. ^_^

Ciao !

środa, 4 lipca 2012

ROZDZIAŁ 3


                        Rozdział 3
            Przemyłam twarz zimną wodą. Kłębiło się we mnie mnóstwo myśli. Szybko zapudrowałam policzek, uczesałam się i przebrałam. Dla poprawy humoru założyłam moją ulubioną czarną mini i niebieski top, a do tego czarne super wysokie szpilki. Czułam się o wiele lepiej, więc wróciłam do Daniela. Chłopak o mało nie zemdlał z wrażenia na mój widok. Przyznaję może i mam doskonałą figurę i długie, zgrabne nogi. No ale bez przesady.
  - Wyglądasz niesamowicie- powiedział –A znaku wcale nie widać.
  -Dziękuję.
  - To co. Idziemy ?
  - Pewnie – z entuzjazmem podeszłam do wieszaka po krótką, skórzaną kurteczkę.
            Daniel wyszedł za mną. Słońce przez cały dzień widoczne było tylko raz. Zastanawiałam się jak w ogóle doszło do dzisiejszych wydarzeń. Coś musi być nie tak w moim niby poukładanym  życiu  córki króla. Chłodny wiatr rozwiewał mi gęste włosy. Daniel był widocznie zaniepokojony całą sytuacją.
  - Słuchaj – podrapał się po głowie – Ja naprawdę nie wiem co mam o tym myśleć.
  - Mówisz to jakbym to ja wiedziała.
  -Okej , okej nie było tematu. Inaczej pomyślmy gdzie może być Vivian.
  - No tak. Tylko ja nie mam pojęcia nawet kim ona jest. To ty jesteś jej znajomym. Powinieneś coś wiedzieć.
  -Poczekaj , ostatnio widziana była przy jeziorze… Już wiem ! – wykrzyknął nagle – Słuchaj . Nasza paczka ma tak jakby takie specjalne miejsce, gdzie się wszyscy spotykają. Taki mały domek, a właściwie to jego ruina. Chodźmy –wziął mnie
za rękę i zaczął biec.
            Szkoda, że nie pomyślał o tym, że mam szpilki. Za dobra w bieganiu na takich obcasach to ja nie jestem. Nie ruszyłam się z miejsca. Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony, a ja pokazałam palcem na stopy. Uśmiechnął się i spojrzał na mnie
z litością.
  - Nie możesz biec prawda  ? – zapytał bezmyślnie.
  - No chyba raczej nie-odparłam z drwiącym tonem w głosie.
  - Okej. Leć się przebrać, a ja poczekam na schodach –usiadł na najwyższym stopniu patrząc na mnie.
             Weszłam ponownie do domu i kroczyłam w stronę pokoju. Ubrałam wygodne dżinsy i luźny , workowaty T-shirt z napisem  „Princess” . Do tego założyłam moje ulubione buty do biegania. W takim stroju mogłam już iść biegać z Danielem w poszukiwaniu dziewczyny.  Moim zdaniem nie wyglądałam atrakcyjnie, ale co się robi dla przyjaciół.  Wróciłam do Daniela.
  - Tak już lepiej – stwierdził –osobiście wolę Cię w tej wersji. W poprzedniej kreacji wyglądałaś jak lafirynda.
  - Przynajmniej jesteś szczery – mruknęłam pod nosem – Tak dla ścisłości ubieram się w ten sposób, jak chcę poprawić sobie humor, czyli niezbyt często –wyznałam.
  -Aha , dobrze wiedzieć – przyznał –To na czym stanęliśmy  ?
  - Mieliśmy iść do tej chatki, w której się spotykacie. Może tam jest Vivian – zasugerowałam zamykając furtkę.
  - Mam taką nadzieję. Martwię się o nią.
  - Obiecuję Ci , znajdziemy ją. Mi można ufać. Jestem księżniczką, od kiedy pamiętam uczono mnie szczerości. A poza tym przeczucie jeszcze nigdy mnie nie zawiodło – pocieszyłam go.
  - No dobrze.  Chodźmy ja prowadzę – powiedział skręcają w ciemną uliczkę.
            Zapadła cisza. Ale taka przyjemna. Szliśmy obok siebie ramię w ramię. Nie wiedziałam dokładnie gdzie znajduje się ta chatka, nie miałam nawet pojęcia gdzie jest jeziorko. Spędziłam w tym mieście bardzo mało czasu. Zauważyłam, że Daniel przyspieszył kroku. Nagle pochylił się i szepnął mi do ucha:
  - Carmen, uważaj. Teraz się nie odzywaj mam wrażenie, że ktoś nas śledzi. Idź dokładnie obok mnie i nie oddalaj się – wziął mnie za rękę, a ja usłyszałam, że naprawdę ktoś za nami szedł.
            Teraz to nie był zwyczajne spacer. Wręcz biegliśmy. Coś lub ktoś kryło się tuż za nami. To z pewnością nie był człowiek.  Ze strachu zrobiło mi się gorąco. Wtedy to coś zaatakowało.  Biegliśmy z Danielem szybko jak nigdy.  Stwór wyłonił się zza ściany. Dwumetrowa, czerwona i dosłownie paskudna istota. Miała dwa, małe rogi oraz ogon zakończony ostrym kolcem.  Przypominał mi coś, tylko nie miałam pojęcia co. Nagle mnie olśniło.  Potwór wyglądał jak diabeł. Przynajmniej w moich wyobrażeniach.  Zaczął syczeć moje imię.
  - Sss… Carmen.
            Daniel stanął dzielnie przede mną. Pochylił się i uderzył diabła z taką siłą,
 że ten walnął w przeciwległy mur i w dodatku zrobił w nim ogromną dziurę.  Byłam wtedy strasznie roztrzęsiona i rozpalona. Po chwili zobaczyłam, że dosłownie płonę.
            Co było najdziwniejsze, nic nie bolało. Czułam, że jest mi gorąco i duszno,
ale było mi z tym dobrze. Moje ręce były podobne do ogniska.  Miałam dziwne wrażenie, że nad tym panuję.  Jednak  to co mnie najbardziej zaskoczyło, czyli nad-zwyczajna siła Daniela, w tej chwili jakby stała się dla mnie po prostu zwykłym popchnięciem czerwonego stwora.  Skoncentrowałam się tylko na ogniu.  Podniosłam ręce ku niebu i z całej siły cisnęłam gorącą kulą w diabła. Ten natychmiast się zapalił. Po chwili z jego ciała zrobił się zwyczajny popiół. Odetchnęłam z ulgą i wtedy dłonie przestały mi się palić.
            Daniel podszedł do mnie i przytulił mnie na pocieszenie. Bałam się.  Tylko za bardzo nie wiedziałam czego. Daniela i jego siły? Diabła ? A może siebie samej?  Trzęsłam się w jego ramionach. Nie potrafiłam wydukać ani jednego słowa.
W tej chwili chłopak odsunął się ode mnie na odległość ramion, lecz wciąż mnie trzymał. Spojrzał z troską i powiedział uspokajająco :
  - Carmen, wszystko już jest dobrze.
  - Wiem, ale wciąż się boję…
            Chłopak przytulił mnie ponownie, w taki sposób, abym przestała się trząść się ze strachu. Z czasem czułam jak uspokajająco działa na mnie jego dotyk. Ale było
w nim coś jeszcze co przyprawiało mnie o dreszcze, ale takie pozytywne. Miałam nadzieję, że Daniel już nigdy mnie nie puści, że na zawsze pozostanę w jego objęciach. Niestety czar prysł jak tylko chłopak zauważył, że przestałam się już bać.
  - Lepiej ? – zapytał.
  - Chyba… chyba tak – odpowiedziałam niepewnie.
  -Możemy iść dalej ?
  - Tak –potwierdziłam.
            Szliśmy chwilę w ciszy. Korciło mnie, aby zapytać o demona, ale także o wy-czyn Daniela. Nie wiedziałam jak zacząć. Odetchnęłam głęboko.  
  - Słuchaj –zaczęłam- yyy… Mam pytanie, ale musisz mi odpowiedzieć na nie szczerze. Dobrze ? – przeczesałam włosy palcami.
  - Mam się bać ?- zażartował.
  - Ty niekoniecznie, ja na pewno. Wiesz, nie mogę rozgryźć, jak ty… jak uderzyłeś tego… to coś – wydukałam ostrożnie.
  - Carmen, nie mogę Ci wyznać mojego sekretu. Jeszcze nie. Proszę zrozum to.
  - Okej , no ale czy to ma jakiś związek , no nie wiem z tym stworem. Może on jest lekki ? Chyba raczej ty nie masz nadludzkiej siły, co ? – zachichotałam histerycznie.  Daniel nie odpowiadał. – Ej, nie mów mi teraz, że jesteś mutantem tak jak ja.  Przecież zaledwie dziesięć minut temu paliły mi się dłonie !
            Chłopak nic nie odpowiedział.  Odwrócił się do mnie plecami i usiadł na pobliskiej ławeczce.  Podeszłam do niego i spoczęłam przy nim.  Miałam pustkę w głowie, nie wiedziałam co powiedzieć.  Postanowiłam poczekać, aż Daniel sam się do mnie odezwie.  W pewnym momencie odwrócił się i spojrzał mi głęboko w oczy. Wyglądał na zaniepokojonego. Martwił się.
  - Posłuchaj, to nie jest takie proste, jak Ci się wydaje – wziął mnie za rękę.
  - Daniel, nie może być nic gorszego od bycia niby czarodziejką z palącymi się rękoma i niewiadomo skąd atakowanie przez jakieś monstra ! – wykrzyknęłam spanikowana.  – Wyjaśnisz mi to , czy nie ?
  - Okej, no dobra. Ujmę to tak.  Wiesz tylko, że jestem silny oraz to, że jestem przystojny pewnie też, prawda ?
  - No tak…
  - Ale to nie wszystko – odwrócił głowę do tyłu. Usłyszałam dźwięk, jakby wysuwający się przedmiot. Nagle spojrzałam na twarz Daniela. On miał kły. Prawdziwe, ostre zęby jak u wampirów. Skąd wiem ? Lubię filmy i książki o takiej tematyce.  Rozmyślania przerwał mi jego głos.
  - I co ? Jestem wampirem. Nie boisz się, że Cię ugryzę i zabiję ? Nie zaczniesz wrzeszczeć? – spytał.
  - Nie – Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
  - Jak to nie ? – Chłopak był lekko zdezorientowany.
  - Bo wiem, że po pierwsze mnie nie skrzywdzisz, a po drugie do twarzy Ci z kłami.
  - Wiesz, jesteś jedyną osobą, która zna mój sekret i przyznam myślałem, że jak się dowiesz to spanikujesz i uciekniesz – schował kły.
  - Nie jestem taka, wiesz w każdej chwili mogę Cię przypalić. A tak poza kłami i siłą co jeszcze w tobie drzemie ?
  - No jak każdy wampir jestem nieśmiertelny. W pewnym sensie. Rosnę jak normalny człowiek, ale to kończy się po 25 latach, no i wtedy już się nie starzeję. Fajnie nie ?
  - Wiecznie młody –uśmiechnęłam się –Pijesz krew ?
  - W zasadzie tak, ale nie zabijam. Krew piję raz w miesiącu i to taką ze szpitala,
z woreczka. Nie jestem katem.
  - To chyba dobrze. Ostatnie pytanie. Jak stałeś się wampirem ?- zapytałam go
z ciekawością.
  - Jak miałem 5 lat ktoś mnie ugryzł. Nie pamiętam dokładnie jak wyglądał, wiem jedynie, że miał na imię Oscar. Przypominam sobie też przemianę. Ten potworny ból. Czujesz jakby w środku coś wyrwało Ci połowę serca, a druga połowa powoli zachodziła kamieniem –wyznał Daniel- Nie są to miłe wspomnienia, ale od tego czasu we wszystkim jestem lepszy. Rozumiesz ? Zręczność, siła i refleks, wyczulony słuch i te wszystkie wampiryczne moce …
  - Tak- przerwałam mu – Chyba rozumiem.  Posłuchaj – zaczęłam – ja znam twoją tajemnicę, a ty moją. Trzymajmy się razem w szkole. Ogólnie nie znam tak nikogo, oprócz ciebie. Dobrze ? –zapytałam z nadzieją.
  - Nie ma sprawy. Jesteśmy teraz sobie bliscy – uśmiechnął się zniewalająco.
  - A tak w ogóle, to nie mieliśmy szukać twojej koleżanki ?
  - No tak, ale mam pewne przeczucie, że już ją ktoś znalazł.
  - Jesteś pewien? – wyciągnęłam swojego iPhone’a i sprawdziłam lokalne wiadomości – Odnaleziono Vivian Wild. Dziewczyna spędziła noc w starym, opuszczonym domku nad jeziorem. Przyczyn zniknięcia nie chciała ujawnić – prze-czytałam.
  - A to ciekawe.  Czemu nie ujawniła przyczyny ? To do niej nie podobne – rozmyślał wampir.
  - Danielu, a w sprawie twoich przeczuć –przerwałam mu – To jest kolejna umiejętność ?
  -  Coś w tym stylu. Wiem mniej więcej w jakiej sytuacji znajdują się ludzie, którzy są mi bliscy.
- Fajne i całkiem przydatne, prawda ? –zapytałam.
  - Można tak powiedzieć – uśmiechnął się - To po prostu jeden z nielicznych pozytywnych aspektów wampiryzmu.
  - Wiesz co,  wracajmy do domu. Mamy referat do napisania, a jest już trochę późno , więc mój tata niedługo wróci,  a poza tym Francesca się pewnie martwi.
  - Nie chcę mieć problemów z królem Richardem, a tym bardziej z Waszą gosposią. Ta to dopiero mnie utuczy tymi słodyczami – roześmiał się.
  - A wszyscy mówią, że życie księżniczki jest łatwe.
  - A nie? –zapytał sarkastycznie.
  - Ani trochę – powiedziałam skręcając w naszą ulicę – To bardzo stresujące, zrobią mi się zmarszczki. Chcesz starą i brzydką królową?
            Śmialiśmy się bardzo głośno. Przy Danielu zapomniałam prawie o całym świecie, liczył się tylko on. Czułam się jakbym znała go od wielu lat, a nie paru godzin. Zachowywaliśmy się jak dobrzy przyjaciele. Weszliśmy do domu z wielkimi uśmiechami na twarzach. Francesca ukazała się w korytarzu i spojrzała na nas pytająco.
  - Czyżbyście znaleźli koleżankę ? –zapytała.
  - Nie … Policja nas uprzedziła – odpowiedziałam szybko zanim Daniel zdążył otworzyć usta. Wzięłam go za rękę i pociągnęłam na górę.- Fran, zjem kolację z tatą.
  - Dobrze, kochanie.
            Wbiegliśmy do mojego pokoju. Zamknęłam ostrożnie drzwi.
  - Słuchaj ! Nie możemy nic powiedzieć Francesce, dopóki sami nie zrozumiemy o co w tym wszystkim chodzi, dobra ? –wypowiedziałam wszystko na jednym oddechu.
  - Taki miałem zamiar. To co piszemy referacik, nie?
  - Niestety – powiedziałam smutno.
            Siedzieliśmy nad wypracowaniem prawie dwie godziny. Pod koniec naszej pracy przyjechał mój ojciec. Wspólnie z Danielem  zjedliśmy z nim kolację.
Nie rozmawialiśmy dużo po dzisiejszej awanturze, więc czas upłynął szybko. Pożegnałam się z wampirem ustalając szczegóły naszego jutrzejszego dnia w szkole. Wykąpałam się i wślizgnęłam do łóżka po bardzo ciężkim dniu. Leżąc szepnęłam tylko : „Kocham Cię Mamo” jak codziennie przed snem, lecz tym razem dodałam „Mam nadzieję, że jakoś mi to wszystko wytłumaczysz”. Usłyszałam w swojej głowie głos mamy „Kiedyś na pewno. Śpij dobrze. Kocham Cię”. To były najstraszniejsze słowa tego dnia. Nerwowo próbowałam usnąć, aż w  końcu udało mi się…

 ENJOY !

czwartek, 28 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 2


Rozdział  2

Siedzieliśmy w pokoju nad rozłożonymi książkami. On zapisywał wszystko co mu było potrzebne. Milczenie było jednak trochę niezręczne. W końcu ja nie potrafię usiedzieć cicho przez długi czas. Często nawet mówiłam sama do siebie. Wiem. Je-stem dziwna.
      - Naprawdę muszę napisać wypracowanie na jutro ? –zapytał
      -No ja też się nie cieszę –wyznałam- Nawet nie wiem jak się do tego zabrać –westchnęłam.
      -Może napiszemy razem –zaproponował Daniel – Będzie nam łatwiej.
      -Ale czy tak można. W mojej poprzedniej szkole referaty każdy pisał osobno.
      -Tak, można. U nas jest inaczej. Jeżeli tylko praca domowa będzie wykonana po-rządnie to można ją robić w parach –wytłumaczył –zawsze tak było.
      -Coraz bardziej lubię tą szkołę.
      -Ja jej nigdy nie lubiłem. Ale może polubię –uśmiechnął się do mnie.
Nie to nie był zwykły uśmiech. On ewidentnie ze mną flirtował. Nie wierzę. Wow.
      -Może, może.
W tej chwili rozległo się dzwonienie do drzwi.
      -Poczekaj tu. Zaraz wracam. To pewnie Francesca. Nasza gosposia.
      -Nie mam wyboru.
Szybko zbiegłam na dół. Który to już raz dzisiaj?  Mam dość. Otwarłam drzwi. Fran-cesca weszła do domu i położyła zakupy na stole w kuchni.
      -Kupiłam słodycze. Chcesz coś ?- zapytała .
       -Możesz mi dać czekoladę. Daniel przed chwilą przyszedł. Odrabiamy wspólnie lekcje.
      - Dobra, weź wszystko. Poczęstuj chłopaka.
      -Okej.
I kolejny raz musiałam wchodzić po schodach. No cóż. Będę mieć umięśnione nogi.  Wchodząc do pokoju zauważyłam, że Daniel ogląda zdjęcia mojej mamy, które miałam zawieszone nad biurkiem.
  -To  moja mama.
  -Bardzo ładna. Jesteś do niej podobna.
To  prawda. Moje oczy są niebieskie, a włosy długie, brązowe i lekko kręcone tak jak u niej. Wygląd odziedziczyłam po matce , natomiast charakter po ojcu.
  -Wiem, wiele osób mi to mówi. Tęsknie za nią.
  - Yyy…  Dlaczego ? – zapytał.
  - Zmarła w wypadku samochodowym  jak miałam 6 lat.
  -Bardzo mi przykro.
  - Wcale nie musi być Ci smutno. Po prostu próbujesz mnie pocieszyć, prawda ?
  -W pewnym sensie tak. Chociaż naprawdę jest mi przykro – wyznał szczerze.
  -Dobra, koniec tematu. Mam słodycze od Franceski. Co lubisz?
  -Zależy co masz?
  -Milkę, Oreo, jakieś żelki…
  -Okej –przerwał mi – wystarczy mi kawałek czekolady.
Podałam mu kawałek czekolady z nadzieniem truskawkowym.   Zapanowa-ło niezręczne milczenie. Żadne z nas nie wiedziało co ma zrobić. W końcu Daniel przełamał się .
  -Słuchaj… - zaczął niezręcznie – Dlaczego Twój ojciec, to znaczy Król Richard tak pilnie strzeże Waszej rodziny? Nikt nawet nie wiedział, że Twoja mama nie żyje. Nikt nie miał pojęcia. Myśleliśmy, że królowa Stephanie nie wychodzi z pałacu, bo Richard jej zakazał on jest do tego zdolny, ale że nie żyje. Nie przypuszczałem …
   - To nie jest takie proste. Mój ojciec ceni sobie prywatność. Czy chociaż ktoś wie na przykład ile ma lat ? Ja sama nie wiem, choć jest moim tatą. On nigdy nikomu nic nie mówił. Nie dziwię się, że nikt z podwładnych nie miał pojęcia o śmierci mojej matki- wytłumaczyłam- Ja sama dowiedziałam się dopiero dwa tygodnie po. Ojciec powiedział, że pojechała do babci Dorothy. Powiedziała mi dopiero Francesca, która jako jedyna oprócz taty wiedziała.
   -To musiało być straszne , prawda ? – zapytał.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo .
         W tej chwili poczułam , że po policzku pływają mi łzy.  Nie chciałam się rozklejać. Przecież to ja uchodziłam za najtwardszą w rodzinie Bennettów. Daniel otarł mi łzy ręką.
   -Nie płacz, Carmen. Nie powinnaś. Księżniczko. Halo! –wołał do mnie. Uświado-miłam sobie, że znowu tracę kontakt. Ostatnimi czasy zdarzało się to bardzo często. Po prostu pogrążałam się we własnych myślach . Otrząsnęłam się.
   - Już, już. Przepraszam. Straciłam kontakt. Nie wiem czemu, ale ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Bywa, że mogę siedzieć patrząc  w jedno miejsce przez godzinę.
   - Niesamowite.
   - Raczej przerażające.
   - Nie,  nie mówię  o tym. Twoja twarz.
   - Co makijaż mi się rozmazał ? – powiedziałam panicznie szukając lusterka.
   -Nie…
         Wzięłam małe lusterko i uważnie się sobie przyglądałam. Na moim policzku pojawił się dziwny znak.  Wyglądał jak płomień. Zerwałam się i pobiegłam do ła-zienki. Odkręciłam wodę i szorowałam policzek patrząc w lustro.  Znak nie chciał się zmyć. Wystraszyłam się.  Wyszłam z łazienki i podeszłam do Daniela.
    - Danieeel… - zaczęłam – To nie chce zejść. Pomóż! – chlipnęłam i przytuliłam się do niego.  Chłopak odwzajemnił uścisk.
    - Może chodźmy do Franceski. Może ona Ci pomoże –zasugerował patrząc mi w oczy.
     - Dobrze. Chodźmy.
         Zeszliśmy wspólnie do kuchni. Francesca jak zwykle bawiła się w przygoto-wywanie niezwykłych posiłków dla mojego ojca. Nagle zorientowała się, że stoimy w progu, a ja jestem cała zapłakana.
      - Co się stało Ca… O mój Boże . Co się stało? – zapytała zszokowana.
      - Nie wiem. Nagle straciłam kontakt zapatrzyłam się na zdjęcie mamy, a Daniel zauważył, że na moim policzku pojawiło się TO – oznajmiłam  wskazując palcem na  czerwony płomień.
      - Nie mamy pojęcia co to jest i jak sprawić, żeby zniknęło –powiedział Daniel podsumowując sytuację.
         Francesca zaczęła szperać w szufladzie. Nigdy tam nie zaglądałam, więc nie mam pojęcia co się w niej znajdowało. Gosposia wyjęła zwitek papieru  obwiązany kolorową wstążką. Mama lubowała się w takim papierze. Pamiętam.
      - Posłuchaj. Twoja mama kiedy była na łożu śmierci powierzyła mi to.  Powie-działa, że mam dać Ci to wtedy, kiedy będziesz zaniepokojona pewnymi oznakami związanymi z Twoim dorastaniem. – oznajmiła – Nie miałam zielonego pojęcia o co jej wtedy chodziło, ale teraz jestem prawie pewna, że mówiła o tym znaku. Przeczy-taj! –poleciła.
      - Dobrze – powiedziałam i zaczęłam czytać na głos :
„  Kochana Córeczko !” już sam zwrot sprawiał, że chciało mi się płakać.
„ Jeżeli teraz czytasz ten list , oznacza to, że  w Twoim życiu po pierwsze zabrakło już mnie, a po drugie pojawiło się TO . Teraz wytłumaczę Ci wszystko. Po pierwsze w twoich żyłach płynie krew czarodziejki.
W zależności od tego jaki znak pojawi się na twojej twarzy, takim żywiołem będziesz się posługiwać. Kiedy byłam w Twoim wieku na moim policzku pojawił się zielony znak w kształcie liścia. To dlatego lubiłam kwiaty, córeczko. Ja niestety nie opowiem Ci więcej o darze, który otrzymałaś. Poinformuje Cię o tym pewien potężny i nieśmiertelny czarodziej Aaron , który mieszka w San Francisco. Musisz go odnaleźć. Pamiętaj jednak, aby nikomu nie mówić o Twoim specjalnym darze. Wiem, że teraz są przy Tobie pewne osoby, które są Ci bliskie. Właśnie oni będą Cię wspierać w Twoich najbliższych działaniach. Powodzenia Skarbie. Mamusia.”
         Kiedy skończyłam czytać rozpłakałam się jak małe dziecko.  Nie wiedziałam, że takie rzeczy mogą spotkać właśnie mnie. Usiadłam na krześle.
   - I co ja mam teraz zrobić ? –zapytałam – Nie mogę jakoś w to uwierzyć. Wierzę nawet w wampiry, wilkołaki , może nawet elfy-wyszeptałam –Ale to ? Ja mam być czarodziejką?
   - Posłuchaj – zaczęła Fran – Znałam Twoją matkę przez 20 lat. Nigdy nikogo nie okłamała, a w szczególności mnie i Ciebie. Powinniśmy jakoś z tego wybrnąć. Damy radę. Wierzę w to co powiedziała. Może dlatego, że jej ufam, a Twój znak wszystko potwierdza.
   - A mnie jedynie martwi fragment o tych bliskich osobach – powiedział Daniel – Znamy się od kilku godzin…
   - Właśnie –przerwałam mu  - Nie żebym miała coś przeciwko Tobie, ale troszeczkę mnie to zdziwiło.
Wstałam z krzesła i poszłam do salonu. Złote ściany kontrastowały się wspa-niale z brązowymi dodatkami i białymi meblami. Całości dopełniał monumentalny telewizor plazmowy pokrywający całą ścianę. Pewnie w normalny dzień zachwyci-łabym się takim widokiem. Mieszkam tu dopiero od dwóch dni, ale dziś… Nie po-trafiłam się pozbierać.  Usiadłam na dużą i bardzo wygodną sofę, wzięłam pilota
i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, aż w końcu zatrzymałam się na wia-domościach lokalnych. „Szukana jest siedemnastolatka. Vivian Wild ostatni raz wi-dziana była niedaleko jeziora. Ubrana w niebieską bluzkę, krótkie spodnie i okulary przeciwsłoneczne wyszła z domu wczoraj o godzinie siedemnastej.” Taką informację podawał dziennikarz.
  - Przecież to jest Viv- powiedział Daniel siadając przy mnie –Moja przyjaciółka.
  - Naprawdę ? Nie wiesz może gdzie ona jest ? – zapytałam.
  - Pojęcia nie mam. Wiem jedynie, że miała wczoraj iść na imprezę
do Jeroma Hunweeta-oznajmił - Zresztą ja też, ale musiałem jechać z ojcem do stoli-cy, wiesz na zebranie. Nie dotarlibyśmy tam na czas, jeżeli wyjechalibyśmy dzisiaj –dodał.
  - No tak –westchnęłam- A może by tak spróbować ją poszukać ? No wiesz popytać Twoich znajomych. Przy okazji ja poznam trochę ludzi
i miasto. Co ? –zapytałam – Tylko zaretuszuję To – powiedziałam wskazując na ogniste znamię na mojej twarzy- No i przebiorę się.
  - Możemy popróbować. Nie zaszkodzi.
  To nie tak, że pogodziłam się ze swoim losem niby czarodziejki. Po prostu chciałam się choć na chwilkę oderwać od tego. Nawet nie wiem dokładnie czego. Jak miałam to nazywać ? Znak ? Znamię ? Niech to… Już wolałam myśleć o… jak jej tam Vivian. Preferowałam  szukanie jej
u boku Daniela, niż  samotne siedzenie w domu. Tak , to było zdecydowanie lep-szym rozwiązaniem.
  Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, żeby ogarnąć cały ten syf na mojej twa-rzy. Stanęłam przed lustrem i powiedziałam do siebie:
  - Kurde, co to w ogóle jest? Jak do tego doszło? – zapytałam odbicie
w lustrze jakbym oczekiwała odpowiedzi.
  Nagle zamiast mojej własnej twarzy pojawiła się znajoma buzia mojej mamy. Stanęłam jak wryta, a serce podskoczyło mi do gardła
ze strachu. Widziałam ducha. Przecież to nie jest możliwe. Chociaż…
Dowiedziałam się dzisiaj, że jestem jakąś niby czarodziejką. Co strasznie kojarzyło mi się z tą rysunkową kiczowatą bajką popularna w czasach podstawówki „Witch” .  Ale wracając do odbicia. Na sto procent to  była moja ukochana, zmarła mama.
  Twarz miała spokojną, uśmiechniętą. Na jej policzku widoczny był zielony liść klonu. Chyba wyczuła, że bacznie się jej przyglądam, bo lekko zmrużyła oczy. Czego ode mnie oczekiwała? Co miałam zrobić odezwać się , uśmiechnąć do niej… Moje rozmyślania przewał jej głos.
  - Córko – zaczęła formalnie – Zostałaś obdarzona mocą ognia. Jest ona bardzo po-tężna. Uważaj. Znajdź Aarona Wizzmanna , nim będzie za późno! I pamiętaj zawsze wybieraj dobro… Kocham Cię – ostatnie słowa były ledwo słyszalne dla ludzkiego ucha, ale nie dla mnie.
  Zauważyłam, że moje zmysły się wyostrzyły. Nie potrzebowałam już soczewek, wyraźnie czułam zapachy i słyszałam nawet jak krew pulsuje mi w żyłach. Przerażające uczucie.



ENJOY

poniedziałek, 25 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 1



 Rozdział 1
Dzisiejszy dzień minął zadziwiająco szybko. Może to zasługa nowej szkoły ? Idąc do domu rozmyślałam o budzie. Czy to nie dziwne ?
A może są to pierwsze symptomy choroby psychicznej ? Nie. To tylko pierwsze wra-żenie. Z dnia na dzień będzie coraz gorzej. Dobra , starczy. Pomyślmy o czymś in-nym, zupełnie innym. Pogoda? Słońce tak bardzo raziło mnie w twarz, że nie poma-gały nawet markowe okulary przeciwsłoneczne, a jeszcze przed chwilą padał deszcz. Szłam po błocie. Spojrzałam się na moje nowe Vansy. Co za pech? Całe brudne. W tej chwili na kogoś wpadłam.
- Uważaj jak chodzisz! –krzyknął chłopak. Był nieco wyższy ode mnie. Zielonooki przystojniak mógł być w moim wieku.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odparłam.
- Nic nie szkodzi.
- To czemu krzyczysz?- zapytałam.
- Nie wiem. Tak się chyba mówi jak ktoś wpada na bezbronnego człowieka idącego po chodniku - uśmiechnął się.
- Oj , nie wyglądasz mi na bezbronnego. A tak poza tym mam na imię Carmen . –powiedziałam odwzajemniając nieznajomemu uśmiech i podałam mu rękę
-Daniel – uścisnął mi dłoń – Nie widziałem Cię tu wcześniej. Przeprowadziłaś się?- zapytał -W tym mieście każdy zna każdego.
-Tak. Wczoraj. Dzisiaj byłam pierwszy raz w szkole. Ciebie jakoś nie widziałam. –wyznałam
-Bystra dziewczyna – uśmiechnął się - masz rację.
- Zdarza mi się. Mogę zapytać dlaczego ?
- Musiałem iść z ojcem na posiedzenie królewskiej rady. Jest sekretarzem –wyznał Daniel.
- Nazywasz się Selaugh ? –zapytałam ostrożnie.
- Tak, skąd wiesz?
-Cóż tak się składa, że też powinnam tam być. –powiedziałam ostrożnie. Nie chcia-łam się ujawniać z tym, że mój ojciec jest królem, ale nie chcę nikogo okłamywać.
- Na prawdę – powiedział zdziwiony – Jak się nazywasz ?
Wiedziałam. Kiedyś w końcu musiał nadejść ten moment. Weź się
w garść. Uff… Dobra.
- Jestem Carmen Bennett – wyznałam.
Chłopak stanął jak wryty. Nie wiedział co powiedzieć. Chwilę to trwało zanim otrzeźwiał.
-Yyy… Wasza Wysokość. – próbował cokolwiek wykrztusić.
-Nie, nie . Tylko nie to. Nie chcę , żebyś traktował nie jak księżniczkę. Tylko jak ró-wieśniczkę. Proszę –usilnie błagałam.
- Dobrze, księżni… znaczy Carmen. –poprawił się.
- O to chodzi – uśmiechnęłam się – Dokąd idziesz?
-Do domu.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Yyy… Mieszkam przy King Street , a ty ?
- Nie uwierzysz, ale ja też. Który numer ?- dopytywałam się.
- 25- oznajmił Daniel
- A ja 24.
Nie mogłam ukryć zdziwienia, ale też bardzo się cieszyłam. Jestem sąsiadką naj-większego przystojniaka w mieście, a on sąsiadem księżniczki. Uhuuu.
- Czyli idziemy w tą samą stronę. Świetnie. Mogę Ci towarzyszyć ?– zapytał.
-Ależ naturalnie.
  Śmiejąc się ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety do King Street było daleko , a mnie strasznie bolało ramię. Chyba od torby, w której miałam książki. Daniel  to za-uważył i zabrał mi czarną, dużą torbę Diverse. Dżentelmen.
-Powiedz Daniel , w której jesteś klasie ? – ciekawość mnie zżerała.
- Mam 17 lat, tak więc przedostatni rok. Jak zdam egzaminy końcowe zajmę miejsce ojca.
-Ja również. I w tym jest problem. Nie chcę być królową – wyznałam – nie wiem czy jestem wystarczająco silna. No i myślę o studiach.
-Och .Mówiłaś o tym ojcu ?
-Oczywiście, ale on nie ma zamiaru słuchać moich zachcianek.
- Musisz próbować, kto nie próbuje ten nie zyskuje. Pamiętaj o tym – powiedział Daniel z troską w głosie. -Dobrze, a wracając do klasy. Wychodzi na to, że jesteśmy w tej samej grupie.
- Tak, to mnie cieszy. Przynajmniej jedna osoba, z którą można normalnie porozma-wiać.
-Racja.  Nasz rocznik nie jest zbyt miły, jeżeli chodzi o uczniów.
- To mnie trochę stresuje – zwierzyłam się – z nikim dzisiaj szczerze nie rozmawia-łam.  Oczywiście nie licząc  Ciebie.
Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na Daniela. Ubrany był w zieloną bluzę Pumy i jean-sy. Jego włosy , ach uwielbiam artystyczny nieład. Ogólnie rzecz biorąc stanowił mój ideał, dokładnie taki jaki wyobrażam sobie przed snem. Po chwili chłopak odezwał się :
- Od dziś możesz na mnie liczyć. Aha i mam propozycję.
- Jaką ? –spytałam.
- Jeżeli chcesz mój ojciec może jutro zawieść nas do szkoły. Co ty na to ?
-Bardzo chętnie –odpowiedziałam szczerze na ofertę Daniela – O której ?
- Lekcje zaczynamy o ósmej , tak więc dwadzieścia minut wcześniej przyjdę po Cie-bie. Umowa stoi ?-  zapytał podając mi torbę, gdyż staliśmy już pod moim domem. Albo raczej pałacem.
- Stoi. To do jutra. – pomachałam mu wchodząc po schodach. Zamykając drzwi rzu-ciłam mu jeszcze krótki uśmiech.
  Klucze położyłam na stoliku w przedpokoju. Od razu poszłam do kuchni. Umierałam  z głodu.
-Francesca – zawołałam gosposię, która zastępowała mi matkę.
Mama umarła kiedy miałam sześć lat. Od tego czasu mieszkałam z ojcem, którego jednak nie było w domu całymi dniami. Jak wiadomo król ma mnóstwo pracy.
-Cześć złotko. Jak w szkole ? –zapytała. Francesca zawsze się o mnie troszczyła.
- Bywało gorzej. Poznałam naszego sąsiada Daniela Selaugh’a . Okazało się, że cho-dzę z nim do klasy. Jutro rano jedziemy z jego tatą do szkoły.
- To cudownie , Carmen. A w kwestii jedzenia co sobie księżniczka życzy?
- A co ugotowałaś ?
- Spaghetti.  Twoje ulubione.
- Mmmm . Wspaniale.
Gosposia zawsze wiedziała co lubię. Za to ją kochałam.  Francesca krzątała się przy garnkach, a ja w tym czasie poszłam przebrać się w mój ulubiony różowiutki dres Nike. Mój pokój był na piętrze, więc nigdy
nie słyszałam kiedy ktoś wchodzi do domu. Zbiegłam po schodach.
W kuchni stał mój ojciec. Jak to możliwe , przecież król nigdy nie może wyjść z de-partamentu w środku dnia. Zszokowana stanęłam w korytarzu i zapytałam:
-Tata, co ty tutaj robisz ?
- Przyjechałem zapytać moją księżniczkę jak było w szkole.
-Jakoś wcześniej się tym nie interesowałeś.
-Tak, ale teraz to co innego. Nowe miasto, nowi ludzie. Muszę wiedzieć jak sobie radzisz, Carmen.
-A co to ma do rzeczy. Radzę sobie. Szkoła już jutro będzie uważana przeze mnie jako rodzaj katuszy , ale miasto i ludzie są w porządku.
- To oczywiste –potwierdził – Bo analizowałem każdy szczegół przy wyborze nowe-go miejsca zamieszkania, kotku.
- Wiesz co – zaczęłam – nie obchodzi mnie to. Równie dobrze mogłabym mieszkać  w kartonie z menelami.
- Ale nie możesz. Zostaniesz królową tuż po ukończeniu szkoły.
-Ojcze, wiesz dobrze, że chciałabym pójść na studia. Interesuję się
 „Academy of  Art Uniwersity” w San Francisco i dobrze o tym wiesz.
-Nie mam czasu słuchać tego bajdurzenia po raz enty, Carmen.
- Oczywiście, bo ty nigdy nie słuchasz tego co chcę ci powiedzieć - wydarłam się na ojca – Nie wiesz nawet o tym, że gdybym ukończyła uniwerek z chęcią przejęłabym tron, ale teraz to umieram z głodu. Francesca ugotowała moje ulubione danie. Wiesz chociaż, co najchętniej jem ?
- Pewnie, że wiem. – zaciął się , od razu było widać, iż nie ma pojęcia – Yyy… eee… -jąkał się -  Pizzę.
-Nie tato, spaghetti. S P A G H E T T I – przeliterowałam.
-Wiedziałem- żachnął się jak małe dziecko.
-Nie, właśnie że nie wiedziałeś. Ty nic o mnie nie wiesz – zaczęłam krzyczeć na ojca.
- Nie takim tonem młoda damo.
- I co teraz będziesz mnie poprawiał, uczył manier -  zakpiłam z niego.
- Nie dziecko. Tego nauczyłem Cię bardzo dawno.
-Nie powiedziałabym.  Kultury nauczyła mnie mama – poczułam jak łza spływa mi po policzku .
-Nie płacz kochanie. – wtrąciła się do rozmowy Francesca.
Ona zawsze wiedziała kiedy powinna przerwać dyskusję między mną,
a ojcem. Za to ją podziwiałam.
-Francesca –wtuliłam się  w jej fartuch.
- Już dobrze, już dobrze – pocieszała mnie – Richardzie lepiej , żebyś już wrócił do pracy – powiedziała do mojego ojca.
-Dobrze. Idę. Do zobaczenia wieczorem. –pożegnał się i wyszedł.
  Spojrzałam przez okno. Wsiadając do limuzyny pokiwał mi. Nie zamierzałam odwzajemnić pożegnania. Odjechał. „Uff … teraz będę miała spokój, aż do wieczo-ra.” Pocieszyłam samą siebie .Nagle zaburczało mi w brzuchu.
- Francesca… Chyba naprawdę jestem głodna.
-Już, już – powiedziała nakładając makaron na talerz dla niej i dla mnie.
- Wiesz co. Muszę Ci podziękować za ostudzenie atmosfery. Skąd wiesz kiedy prze-rwać naszą kłótnię ? – zapytałam z ciekawości .
- To nie jest takie trudne. Zawsze Wam przerywam, gdy dochodzi do tematu o Ste-phanie. Była moją najlepszą przyjaciółką i dobrą mamą, prawda kochanie.
-Masz rację. Bardzo mi jej brakuje – wyznałam.
-Wiem, mi też – powiedziała podając mi talerz ze spaghetti –Przejdźmy do innego tematu. Opowiedz mi o tym chłopcu zna przeciwka.
-Właściwie , nie ma co. Dopiero go poznałam. Jego ojciec jest w królewskiej radzie.
- O to bardzo ciekawe. Dobrze, że jego rodzina interesuje się  polityką.
Za to będzie miał plus u twojego taty.
-Wiem – oznajmiłam przełykając makaron.
-Jak skończysz, mogłabyś umyć naczynia? Ja muszę wyjść do sklepu. Dobrze ? –zapytała gosposia.
-Oczywiście. Może nie z przyjemnością, ale dobrze –powiedziałam śmiejąc się.
  Myjąc talerze rozmyślałam co muszę odrobić na jutro. Zapowiadało się ciężkie popołudnie. Napisanie referatu w jeden dzień . Szybko posprzątałam w kuchni i pobiegłam do pokoju. Rozłożyłam wszystkie potrzebne książki na podłodze. Usiadłam na łóżku z baldachimem i zaczęłam się zastanawiać od czego zacząć. W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. „Kto to może być ?” pomyślałam.  Zeszłam powoli po schodach. Otworzyłam drzwi, a w nich ukazał się Daniel.
-Cześć- powiedział uśmiechnięty.
-Hej – odwzajemniłam uśmiech –Co ty tutaj robisz? Wejdź proszę.
-Mam prośbę. Mogłabyś mi powiedzieć co robiliście w szkole ? W końcu jesteśmy w jednej klasie.
-Pewnie. Chodź ze mną. Właśnie zaczynałam odrabiać lekcje.
-Mam niezłe wyczucie czasu –uśmiechnął się.


ENJOY !