czwartek, 28 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 2


Rozdział  2

Siedzieliśmy w pokoju nad rozłożonymi książkami. On zapisywał wszystko co mu było potrzebne. Milczenie było jednak trochę niezręczne. W końcu ja nie potrafię usiedzieć cicho przez długi czas. Często nawet mówiłam sama do siebie. Wiem. Je-stem dziwna.
      - Naprawdę muszę napisać wypracowanie na jutro ? –zapytał
      -No ja też się nie cieszę –wyznałam- Nawet nie wiem jak się do tego zabrać –westchnęłam.
      -Może napiszemy razem –zaproponował Daniel – Będzie nam łatwiej.
      -Ale czy tak można. W mojej poprzedniej szkole referaty każdy pisał osobno.
      -Tak, można. U nas jest inaczej. Jeżeli tylko praca domowa będzie wykonana po-rządnie to można ją robić w parach –wytłumaczył –zawsze tak było.
      -Coraz bardziej lubię tą szkołę.
      -Ja jej nigdy nie lubiłem. Ale może polubię –uśmiechnął się do mnie.
Nie to nie był zwykły uśmiech. On ewidentnie ze mną flirtował. Nie wierzę. Wow.
      -Może, może.
W tej chwili rozległo się dzwonienie do drzwi.
      -Poczekaj tu. Zaraz wracam. To pewnie Francesca. Nasza gosposia.
      -Nie mam wyboru.
Szybko zbiegłam na dół. Który to już raz dzisiaj?  Mam dość. Otwarłam drzwi. Fran-cesca weszła do domu i położyła zakupy na stole w kuchni.
      -Kupiłam słodycze. Chcesz coś ?- zapytała .
       -Możesz mi dać czekoladę. Daniel przed chwilą przyszedł. Odrabiamy wspólnie lekcje.
      - Dobra, weź wszystko. Poczęstuj chłopaka.
      -Okej.
I kolejny raz musiałam wchodzić po schodach. No cóż. Będę mieć umięśnione nogi.  Wchodząc do pokoju zauważyłam, że Daniel ogląda zdjęcia mojej mamy, które miałam zawieszone nad biurkiem.
  -To  moja mama.
  -Bardzo ładna. Jesteś do niej podobna.
To  prawda. Moje oczy są niebieskie, a włosy długie, brązowe i lekko kręcone tak jak u niej. Wygląd odziedziczyłam po matce , natomiast charakter po ojcu.
  -Wiem, wiele osób mi to mówi. Tęsknie za nią.
  - Yyy…  Dlaczego ? – zapytał.
  - Zmarła w wypadku samochodowym  jak miałam 6 lat.
  -Bardzo mi przykro.
  - Wcale nie musi być Ci smutno. Po prostu próbujesz mnie pocieszyć, prawda ?
  -W pewnym sensie tak. Chociaż naprawdę jest mi przykro – wyznał szczerze.
  -Dobra, koniec tematu. Mam słodycze od Franceski. Co lubisz?
  -Zależy co masz?
  -Milkę, Oreo, jakieś żelki…
  -Okej –przerwał mi – wystarczy mi kawałek czekolady.
Podałam mu kawałek czekolady z nadzieniem truskawkowym.   Zapanowa-ło niezręczne milczenie. Żadne z nas nie wiedziało co ma zrobić. W końcu Daniel przełamał się .
  -Słuchaj… - zaczął niezręcznie – Dlaczego Twój ojciec, to znaczy Król Richard tak pilnie strzeże Waszej rodziny? Nikt nawet nie wiedział, że Twoja mama nie żyje. Nikt nie miał pojęcia. Myśleliśmy, że królowa Stephanie nie wychodzi z pałacu, bo Richard jej zakazał on jest do tego zdolny, ale że nie żyje. Nie przypuszczałem …
   - To nie jest takie proste. Mój ojciec ceni sobie prywatność. Czy chociaż ktoś wie na przykład ile ma lat ? Ja sama nie wiem, choć jest moim tatą. On nigdy nikomu nic nie mówił. Nie dziwię się, że nikt z podwładnych nie miał pojęcia o śmierci mojej matki- wytłumaczyłam- Ja sama dowiedziałam się dopiero dwa tygodnie po. Ojciec powiedział, że pojechała do babci Dorothy. Powiedziała mi dopiero Francesca, która jako jedyna oprócz taty wiedziała.
   -To musiało być straszne , prawda ? – zapytał.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo .
         W tej chwili poczułam , że po policzku pływają mi łzy.  Nie chciałam się rozklejać. Przecież to ja uchodziłam za najtwardszą w rodzinie Bennettów. Daniel otarł mi łzy ręką.
   -Nie płacz, Carmen. Nie powinnaś. Księżniczko. Halo! –wołał do mnie. Uświado-miłam sobie, że znowu tracę kontakt. Ostatnimi czasy zdarzało się to bardzo często. Po prostu pogrążałam się we własnych myślach . Otrząsnęłam się.
   - Już, już. Przepraszam. Straciłam kontakt. Nie wiem czemu, ale ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Bywa, że mogę siedzieć patrząc  w jedno miejsce przez godzinę.
   - Niesamowite.
   - Raczej przerażające.
   - Nie,  nie mówię  o tym. Twoja twarz.
   - Co makijaż mi się rozmazał ? – powiedziałam panicznie szukając lusterka.
   -Nie…
         Wzięłam małe lusterko i uważnie się sobie przyglądałam. Na moim policzku pojawił się dziwny znak.  Wyglądał jak płomień. Zerwałam się i pobiegłam do ła-zienki. Odkręciłam wodę i szorowałam policzek patrząc w lustro.  Znak nie chciał się zmyć. Wystraszyłam się.  Wyszłam z łazienki i podeszłam do Daniela.
    - Danieeel… - zaczęłam – To nie chce zejść. Pomóż! – chlipnęłam i przytuliłam się do niego.  Chłopak odwzajemnił uścisk.
    - Może chodźmy do Franceski. Może ona Ci pomoże –zasugerował patrząc mi w oczy.
     - Dobrze. Chodźmy.
         Zeszliśmy wspólnie do kuchni. Francesca jak zwykle bawiła się w przygoto-wywanie niezwykłych posiłków dla mojego ojca. Nagle zorientowała się, że stoimy w progu, a ja jestem cała zapłakana.
      - Co się stało Ca… O mój Boże . Co się stało? – zapytała zszokowana.
      - Nie wiem. Nagle straciłam kontakt zapatrzyłam się na zdjęcie mamy, a Daniel zauważył, że na moim policzku pojawiło się TO – oznajmiłam  wskazując palcem na  czerwony płomień.
      - Nie mamy pojęcia co to jest i jak sprawić, żeby zniknęło –powiedział Daniel podsumowując sytuację.
         Francesca zaczęła szperać w szufladzie. Nigdy tam nie zaglądałam, więc nie mam pojęcia co się w niej znajdowało. Gosposia wyjęła zwitek papieru  obwiązany kolorową wstążką. Mama lubowała się w takim papierze. Pamiętam.
      - Posłuchaj. Twoja mama kiedy była na łożu śmierci powierzyła mi to.  Powie-działa, że mam dać Ci to wtedy, kiedy będziesz zaniepokojona pewnymi oznakami związanymi z Twoim dorastaniem. – oznajmiła – Nie miałam zielonego pojęcia o co jej wtedy chodziło, ale teraz jestem prawie pewna, że mówiła o tym znaku. Przeczy-taj! –poleciła.
      - Dobrze – powiedziałam i zaczęłam czytać na głos :
„  Kochana Córeczko !” już sam zwrot sprawiał, że chciało mi się płakać.
„ Jeżeli teraz czytasz ten list , oznacza to, że  w Twoim życiu po pierwsze zabrakło już mnie, a po drugie pojawiło się TO . Teraz wytłumaczę Ci wszystko. Po pierwsze w twoich żyłach płynie krew czarodziejki.
W zależności od tego jaki znak pojawi się na twojej twarzy, takim żywiołem będziesz się posługiwać. Kiedy byłam w Twoim wieku na moim policzku pojawił się zielony znak w kształcie liścia. To dlatego lubiłam kwiaty, córeczko. Ja niestety nie opowiem Ci więcej o darze, który otrzymałaś. Poinformuje Cię o tym pewien potężny i nieśmiertelny czarodziej Aaron , który mieszka w San Francisco. Musisz go odnaleźć. Pamiętaj jednak, aby nikomu nie mówić o Twoim specjalnym darze. Wiem, że teraz są przy Tobie pewne osoby, które są Ci bliskie. Właśnie oni będą Cię wspierać w Twoich najbliższych działaniach. Powodzenia Skarbie. Mamusia.”
         Kiedy skończyłam czytać rozpłakałam się jak małe dziecko.  Nie wiedziałam, że takie rzeczy mogą spotkać właśnie mnie. Usiadłam na krześle.
   - I co ja mam teraz zrobić ? –zapytałam – Nie mogę jakoś w to uwierzyć. Wierzę nawet w wampiry, wilkołaki , może nawet elfy-wyszeptałam –Ale to ? Ja mam być czarodziejką?
   - Posłuchaj – zaczęła Fran – Znałam Twoją matkę przez 20 lat. Nigdy nikogo nie okłamała, a w szczególności mnie i Ciebie. Powinniśmy jakoś z tego wybrnąć. Damy radę. Wierzę w to co powiedziała. Może dlatego, że jej ufam, a Twój znak wszystko potwierdza.
   - A mnie jedynie martwi fragment o tych bliskich osobach – powiedział Daniel – Znamy się od kilku godzin…
   - Właśnie –przerwałam mu  - Nie żebym miała coś przeciwko Tobie, ale troszeczkę mnie to zdziwiło.
Wstałam z krzesła i poszłam do salonu. Złote ściany kontrastowały się wspa-niale z brązowymi dodatkami i białymi meblami. Całości dopełniał monumentalny telewizor plazmowy pokrywający całą ścianę. Pewnie w normalny dzień zachwyci-łabym się takim widokiem. Mieszkam tu dopiero od dwóch dni, ale dziś… Nie po-trafiłam się pozbierać.  Usiadłam na dużą i bardzo wygodną sofę, wzięłam pilota
i włączyłam telewizor. Skakałam po kanałach, aż w końcu zatrzymałam się na wia-domościach lokalnych. „Szukana jest siedemnastolatka. Vivian Wild ostatni raz wi-dziana była niedaleko jeziora. Ubrana w niebieską bluzkę, krótkie spodnie i okulary przeciwsłoneczne wyszła z domu wczoraj o godzinie siedemnastej.” Taką informację podawał dziennikarz.
  - Przecież to jest Viv- powiedział Daniel siadając przy mnie –Moja przyjaciółka.
  - Naprawdę ? Nie wiesz może gdzie ona jest ? – zapytałam.
  - Pojęcia nie mam. Wiem jedynie, że miała wczoraj iść na imprezę
do Jeroma Hunweeta-oznajmił - Zresztą ja też, ale musiałem jechać z ojcem do stoli-cy, wiesz na zebranie. Nie dotarlibyśmy tam na czas, jeżeli wyjechalibyśmy dzisiaj –dodał.
  - No tak –westchnęłam- A może by tak spróbować ją poszukać ? No wiesz popytać Twoich znajomych. Przy okazji ja poznam trochę ludzi
i miasto. Co ? –zapytałam – Tylko zaretuszuję To – powiedziałam wskazując na ogniste znamię na mojej twarzy- No i przebiorę się.
  - Możemy popróbować. Nie zaszkodzi.
  To nie tak, że pogodziłam się ze swoim losem niby czarodziejki. Po prostu chciałam się choć na chwilkę oderwać od tego. Nawet nie wiem dokładnie czego. Jak miałam to nazywać ? Znak ? Znamię ? Niech to… Już wolałam myśleć o… jak jej tam Vivian. Preferowałam  szukanie jej
u boku Daniela, niż  samotne siedzenie w domu. Tak , to było zdecydowanie lep-szym rozwiązaniem.
  Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, żeby ogarnąć cały ten syf na mojej twa-rzy. Stanęłam przed lustrem i powiedziałam do siebie:
  - Kurde, co to w ogóle jest? Jak do tego doszło? – zapytałam odbicie
w lustrze jakbym oczekiwała odpowiedzi.
  Nagle zamiast mojej własnej twarzy pojawiła się znajoma buzia mojej mamy. Stanęłam jak wryta, a serce podskoczyło mi do gardła
ze strachu. Widziałam ducha. Przecież to nie jest możliwe. Chociaż…
Dowiedziałam się dzisiaj, że jestem jakąś niby czarodziejką. Co strasznie kojarzyło mi się z tą rysunkową kiczowatą bajką popularna w czasach podstawówki „Witch” .  Ale wracając do odbicia. Na sto procent to  była moja ukochana, zmarła mama.
  Twarz miała spokojną, uśmiechniętą. Na jej policzku widoczny był zielony liść klonu. Chyba wyczuła, że bacznie się jej przyglądam, bo lekko zmrużyła oczy. Czego ode mnie oczekiwała? Co miałam zrobić odezwać się , uśmiechnąć do niej… Moje rozmyślania przewał jej głos.
  - Córko – zaczęła formalnie – Zostałaś obdarzona mocą ognia. Jest ona bardzo po-tężna. Uważaj. Znajdź Aarona Wizzmanna , nim będzie za późno! I pamiętaj zawsze wybieraj dobro… Kocham Cię – ostatnie słowa były ledwo słyszalne dla ludzkiego ucha, ale nie dla mnie.
  Zauważyłam, że moje zmysły się wyostrzyły. Nie potrzebowałam już soczewek, wyraźnie czułam zapachy i słyszałam nawet jak krew pulsuje mi w żyłach. Przerażające uczucie.



ENJOY

poniedziałek, 25 czerwca 2012

ROZDZIAŁ 1



 Rozdział 1
Dzisiejszy dzień minął zadziwiająco szybko. Może to zasługa nowej szkoły ? Idąc do domu rozmyślałam o budzie. Czy to nie dziwne ?
A może są to pierwsze symptomy choroby psychicznej ? Nie. To tylko pierwsze wra-żenie. Z dnia na dzień będzie coraz gorzej. Dobra , starczy. Pomyślmy o czymś in-nym, zupełnie innym. Pogoda? Słońce tak bardzo raziło mnie w twarz, że nie poma-gały nawet markowe okulary przeciwsłoneczne, a jeszcze przed chwilą padał deszcz. Szłam po błocie. Spojrzałam się na moje nowe Vansy. Co za pech? Całe brudne. W tej chwili na kogoś wpadłam.
- Uważaj jak chodzisz! –krzyknął chłopak. Był nieco wyższy ode mnie. Zielonooki przystojniak mógł być w moim wieku.
- Przepraszam, zamyśliłam się. – odparłam.
- Nic nie szkodzi.
- To czemu krzyczysz?- zapytałam.
- Nie wiem. Tak się chyba mówi jak ktoś wpada na bezbronnego człowieka idącego po chodniku - uśmiechnął się.
- Oj , nie wyglądasz mi na bezbronnego. A tak poza tym mam na imię Carmen . –powiedziałam odwzajemniając nieznajomemu uśmiech i podałam mu rękę
-Daniel – uścisnął mi dłoń – Nie widziałem Cię tu wcześniej. Przeprowadziłaś się?- zapytał -W tym mieście każdy zna każdego.
-Tak. Wczoraj. Dzisiaj byłam pierwszy raz w szkole. Ciebie jakoś nie widziałam. –wyznałam
-Bystra dziewczyna – uśmiechnął się - masz rację.
- Zdarza mi się. Mogę zapytać dlaczego ?
- Musiałem iść z ojcem na posiedzenie królewskiej rady. Jest sekretarzem –wyznał Daniel.
- Nazywasz się Selaugh ? –zapytałam ostrożnie.
- Tak, skąd wiesz?
-Cóż tak się składa, że też powinnam tam być. –powiedziałam ostrożnie. Nie chcia-łam się ujawniać z tym, że mój ojciec jest królem, ale nie chcę nikogo okłamywać.
- Na prawdę – powiedział zdziwiony – Jak się nazywasz ?
Wiedziałam. Kiedyś w końcu musiał nadejść ten moment. Weź się
w garść. Uff… Dobra.
- Jestem Carmen Bennett – wyznałam.
Chłopak stanął jak wryty. Nie wiedział co powiedzieć. Chwilę to trwało zanim otrzeźwiał.
-Yyy… Wasza Wysokość. – próbował cokolwiek wykrztusić.
-Nie, nie . Tylko nie to. Nie chcę , żebyś traktował nie jak księżniczkę. Tylko jak ró-wieśniczkę. Proszę –usilnie błagałam.
- Dobrze, księżni… znaczy Carmen. –poprawił się.
- O to chodzi – uśmiechnęłam się – Dokąd idziesz?
-Do domu.
Spojrzałam na niego pytająco.
-Yyy… Mieszkam przy King Street , a ty ?
- Nie uwierzysz, ale ja też. Który numer ?- dopytywałam się.
- 25- oznajmił Daniel
- A ja 24.
Nie mogłam ukryć zdziwienia, ale też bardzo się cieszyłam. Jestem sąsiadką naj-większego przystojniaka w mieście, a on sąsiadem księżniczki. Uhuuu.
- Czyli idziemy w tą samą stronę. Świetnie. Mogę Ci towarzyszyć ?– zapytał.
-Ależ naturalnie.
  Śmiejąc się ruszyliśmy w dalszą drogę. Niestety do King Street było daleko , a mnie strasznie bolało ramię. Chyba od torby, w której miałam książki. Daniel  to za-uważył i zabrał mi czarną, dużą torbę Diverse. Dżentelmen.
-Powiedz Daniel , w której jesteś klasie ? – ciekawość mnie zżerała.
- Mam 17 lat, tak więc przedostatni rok. Jak zdam egzaminy końcowe zajmę miejsce ojca.
-Ja również. I w tym jest problem. Nie chcę być królową – wyznałam – nie wiem czy jestem wystarczająco silna. No i myślę o studiach.
-Och .Mówiłaś o tym ojcu ?
-Oczywiście, ale on nie ma zamiaru słuchać moich zachcianek.
- Musisz próbować, kto nie próbuje ten nie zyskuje. Pamiętaj o tym – powiedział Daniel z troską w głosie. -Dobrze, a wracając do klasy. Wychodzi na to, że jesteśmy w tej samej grupie.
- Tak, to mnie cieszy. Przynajmniej jedna osoba, z którą można normalnie porozma-wiać.
-Racja.  Nasz rocznik nie jest zbyt miły, jeżeli chodzi o uczniów.
- To mnie trochę stresuje – zwierzyłam się – z nikim dzisiaj szczerze nie rozmawia-łam.  Oczywiście nie licząc  Ciebie.
Uśmiechnęłam się. Spojrzałam na Daniela. Ubrany był w zieloną bluzę Pumy i jean-sy. Jego włosy , ach uwielbiam artystyczny nieład. Ogólnie rzecz biorąc stanowił mój ideał, dokładnie taki jaki wyobrażam sobie przed snem. Po chwili chłopak odezwał się :
- Od dziś możesz na mnie liczyć. Aha i mam propozycję.
- Jaką ? –spytałam.
- Jeżeli chcesz mój ojciec może jutro zawieść nas do szkoły. Co ty na to ?
-Bardzo chętnie –odpowiedziałam szczerze na ofertę Daniela – O której ?
- Lekcje zaczynamy o ósmej , tak więc dwadzieścia minut wcześniej przyjdę po Cie-bie. Umowa stoi ?-  zapytał podając mi torbę, gdyż staliśmy już pod moim domem. Albo raczej pałacem.
- Stoi. To do jutra. – pomachałam mu wchodząc po schodach. Zamykając drzwi rzu-ciłam mu jeszcze krótki uśmiech.
  Klucze położyłam na stoliku w przedpokoju. Od razu poszłam do kuchni. Umierałam  z głodu.
-Francesca – zawołałam gosposię, która zastępowała mi matkę.
Mama umarła kiedy miałam sześć lat. Od tego czasu mieszkałam z ojcem, którego jednak nie było w domu całymi dniami. Jak wiadomo król ma mnóstwo pracy.
-Cześć złotko. Jak w szkole ? –zapytała. Francesca zawsze się o mnie troszczyła.
- Bywało gorzej. Poznałam naszego sąsiada Daniela Selaugh’a . Okazało się, że cho-dzę z nim do klasy. Jutro rano jedziemy z jego tatą do szkoły.
- To cudownie , Carmen. A w kwestii jedzenia co sobie księżniczka życzy?
- A co ugotowałaś ?
- Spaghetti.  Twoje ulubione.
- Mmmm . Wspaniale.
Gosposia zawsze wiedziała co lubię. Za to ją kochałam.  Francesca krzątała się przy garnkach, a ja w tym czasie poszłam przebrać się w mój ulubiony różowiutki dres Nike. Mój pokój był na piętrze, więc nigdy
nie słyszałam kiedy ktoś wchodzi do domu. Zbiegłam po schodach.
W kuchni stał mój ojciec. Jak to możliwe , przecież król nigdy nie może wyjść z de-partamentu w środku dnia. Zszokowana stanęłam w korytarzu i zapytałam:
-Tata, co ty tutaj robisz ?
- Przyjechałem zapytać moją księżniczkę jak było w szkole.
-Jakoś wcześniej się tym nie interesowałeś.
-Tak, ale teraz to co innego. Nowe miasto, nowi ludzie. Muszę wiedzieć jak sobie radzisz, Carmen.
-A co to ma do rzeczy. Radzę sobie. Szkoła już jutro będzie uważana przeze mnie jako rodzaj katuszy , ale miasto i ludzie są w porządku.
- To oczywiste –potwierdził – Bo analizowałem każdy szczegół przy wyborze nowe-go miejsca zamieszkania, kotku.
- Wiesz co – zaczęłam – nie obchodzi mnie to. Równie dobrze mogłabym mieszkać  w kartonie z menelami.
- Ale nie możesz. Zostaniesz królową tuż po ukończeniu szkoły.
-Ojcze, wiesz dobrze, że chciałabym pójść na studia. Interesuję się
 „Academy of  Art Uniwersity” w San Francisco i dobrze o tym wiesz.
-Nie mam czasu słuchać tego bajdurzenia po raz enty, Carmen.
- Oczywiście, bo ty nigdy nie słuchasz tego co chcę ci powiedzieć - wydarłam się na ojca – Nie wiesz nawet o tym, że gdybym ukończyła uniwerek z chęcią przejęłabym tron, ale teraz to umieram z głodu. Francesca ugotowała moje ulubione danie. Wiesz chociaż, co najchętniej jem ?
- Pewnie, że wiem. – zaciął się , od razu było widać, iż nie ma pojęcia – Yyy… eee… -jąkał się -  Pizzę.
-Nie tato, spaghetti. S P A G H E T T I – przeliterowałam.
-Wiedziałem- żachnął się jak małe dziecko.
-Nie, właśnie że nie wiedziałeś. Ty nic o mnie nie wiesz – zaczęłam krzyczeć na ojca.
- Nie takim tonem młoda damo.
- I co teraz będziesz mnie poprawiał, uczył manier -  zakpiłam z niego.
- Nie dziecko. Tego nauczyłem Cię bardzo dawno.
-Nie powiedziałabym.  Kultury nauczyła mnie mama – poczułam jak łza spływa mi po policzku .
-Nie płacz kochanie. – wtrąciła się do rozmowy Francesca.
Ona zawsze wiedziała kiedy powinna przerwać dyskusję między mną,
a ojcem. Za to ją podziwiałam.
-Francesca –wtuliłam się  w jej fartuch.
- Już dobrze, już dobrze – pocieszała mnie – Richardzie lepiej , żebyś już wrócił do pracy – powiedziała do mojego ojca.
-Dobrze. Idę. Do zobaczenia wieczorem. –pożegnał się i wyszedł.
  Spojrzałam przez okno. Wsiadając do limuzyny pokiwał mi. Nie zamierzałam odwzajemnić pożegnania. Odjechał. „Uff … teraz będę miała spokój, aż do wieczo-ra.” Pocieszyłam samą siebie .Nagle zaburczało mi w brzuchu.
- Francesca… Chyba naprawdę jestem głodna.
-Już, już – powiedziała nakładając makaron na talerz dla niej i dla mnie.
- Wiesz co. Muszę Ci podziękować za ostudzenie atmosfery. Skąd wiesz kiedy prze-rwać naszą kłótnię ? – zapytałam z ciekawości .
- To nie jest takie trudne. Zawsze Wam przerywam, gdy dochodzi do tematu o Ste-phanie. Była moją najlepszą przyjaciółką i dobrą mamą, prawda kochanie.
-Masz rację. Bardzo mi jej brakuje – wyznałam.
-Wiem, mi też – powiedziała podając mi talerz ze spaghetti –Przejdźmy do innego tematu. Opowiedz mi o tym chłopcu zna przeciwka.
-Właściwie , nie ma co. Dopiero go poznałam. Jego ojciec jest w królewskiej radzie.
- O to bardzo ciekawe. Dobrze, że jego rodzina interesuje się  polityką.
Za to będzie miał plus u twojego taty.
-Wiem – oznajmiłam przełykając makaron.
-Jak skończysz, mogłabyś umyć naczynia? Ja muszę wyjść do sklepu. Dobrze ? –zapytała gosposia.
-Oczywiście. Może nie z przyjemnością, ale dobrze –powiedziałam śmiejąc się.
  Myjąc talerze rozmyślałam co muszę odrobić na jutro. Zapowiadało się ciężkie popołudnie. Napisanie referatu w jeden dzień . Szybko posprzątałam w kuchni i pobiegłam do pokoju. Rozłożyłam wszystkie potrzebne książki na podłodze. Usiadłam na łóżku z baldachimem i zaczęłam się zastanawiać od czego zacząć. W tej chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. „Kto to może być ?” pomyślałam.  Zeszłam powoli po schodach. Otworzyłam drzwi, a w nich ukazał się Daniel.
-Cześć- powiedział uśmiechnięty.
-Hej – odwzajemniłam uśmiech –Co ty tutaj robisz? Wejdź proszę.
-Mam prośbę. Mogłabyś mi powiedzieć co robiliście w szkole ? W końcu jesteśmy w jednej klasie.
-Pewnie. Chodź ze mną. Właśnie zaczynałam odrabiać lekcje.
-Mam niezłe wyczucie czasu –uśmiechnął się.


ENJOY !


WSTĘP


Wstęp
Z reguły nie każda siedemnastoletnia dziewczyna ma szanse w ciągu jednego tygodnia zostać czarodziejką i chodzić z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, który w dodatku jest wampirem. Ale mi się to udało. Chociaż nie wymarzyłam sobie takiego życia…
Moją moc odziedziczyłam po przodkach. Tak, jestem z królewskiej rodziny magów pięciu żywiołów.  Władam ogniem. To jest mój największy dar, chociaż jeden z wielu. Potrafię wyczyścić pamięć, przewidywać przyszłość, czytać w myślach jestem nadzwyczajnie silna i mam jeszcze jeden ukryty dar.  Mimo to wciąż chodzę do szkoły, na imprezy i randki. Zdarza się, że muszę ratować świat przed Diabłami Nocy…
Diabeł Nocy… Wstrętny, ohydny czarodziej, który przeszedł na złą stronę mocy. Potężny i odwieczny wróg czarodziei… To będzie bitwa wszechczasów. Wszyscy najpotężniejsi magowie z każdego  żywiołu  zbiorą się w jednym miejscu. Nedwib – przywódca Diabłów podejmie próbę zawładnięcia światem i uczynienia każdego żyjącego stworzenia swoim niewolnikiem.
W bitwie będą brały udział wszystkie stwory. Od wampirów, przez czarodziei, elfy , aż po wilkołaki…
Oto mój świat. Magiczny, niebezpieczny i jaki jeszcze zaraz się dowiecie…
To ja Carmen Bennett – niby najpotężniejsza czarodziejka władając ogniem, dziewczyna wampira, odwieczny wróg Nedwiba i Diabłów Nocy, przyjaciółka elfa, a do tego Nietykalna…

ENJOY!

Witam.

Cześć.
Jestem Julia.Mam 14 lat.
 Na tym blogu mam zamiar opublikować Wam moją książkę pt.  "Nietykalna".
Po pierwsze mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Po drugie książka jest cały czas pisana, więc za wszelkie opóźnienia przepraszam już wcześniej :)
Oto okładka :
OPIS :

Carmen Bennett.
Z pozoru zwykła nastolatka. Chociaż księżniczka.  Ma cudownego chłopaka. Chociaż wampira. Masę przyjaciół. Niektórzy z nich to elfy. Chodzi do szkoły, na przyjęcia i randki, ale coś jest wyjątkowego w tej dziewczynie…
Czarodziejka i wampir muszą uratować świat przed Diabłami Nocy. Czy uda im się wykonać misję powierzoną przez potężnego Aarona ? Czy dziewczyna odkryje całą drzemiącą w niej moc ? Co to znaczy, że jest Nietykalna ? Co wyniknie z tej historii księżniczki czarodziejki ? Czy Nedwib zawładnie świtem? A może to właśnie Carmen zdobędzie władzę?



ENJOY.